niedziela, 12 czerwca 2011

Ewangelia ojczulka Łukasza

Autor: Michaił Weller
Wiele lat Rosja dawała Białorusi pieniądze. Tak, ale za co je dawała?! Na piękne oczy prezydenta Łukaszenki? Czy też na wielki łysy placek, żeby mógł sobie na nim wyhodować szwajcarskie włosy, biorąc za przykład Berlusconiego? A Łukaszenko defraudował transze?
Rosja wytyka i osądza dyktatorskie zapędy prezydenta Łukaszenki – Łukaszenko dławi swobody demokratyczne! Oj, Monia, a któraż to krowa tak ryczy... W światowych ratingach przestrzegania wolności swobód demokratycznych Rosja i jej ukochana siostra Białoruś grzecznie ze sobą sąsiadują – bliżej końca drugiej setki. Własne pokojowe manifestacje przeganiamy pałkami na głowach demonstrujących, do własnych dziennikarzy strzelamy jak do kaczek, ale bez współczucia dla ofiar takich samych działań na Białorusi rosyjska władza po prostu się udusi.
Gdy tymczasem na przykład w Turkmenii panuje średniowieczna feudalna dyktatura. No i dlaczego Rosja milczy? A dlatego, że topowy biznes dogadał się co do turkmeńskiego gazu. Kruk krukowi oka nie wykole.
Gdy tymczasem na przykład w Azerbejdżanie klan Alijewa sprywatyzował azerską ropę, przemysł naftowy Baku. A głodni Azerowie

wieją do Moskwy po pracę! I nie szkodzi – zupełnie normalne stosunki. Dużo wam mówią o swobodach demokratycznych w Azerbejdżanie? Albo o ich naruszaniu? Ale Gruzji przypomnimy o każdej szklance borżomi!
Gdy tymczasem na przykład w państwach nadbałtyckich prześladują Rosjan. A wiele mogliście przeczytać o Rosjanach, których dziesiątki tysięcy, masowo, uciekało z Azji Średniej, na dachach wagonów, porzuciwszy cały dobytek, byleby tylko uciec? W państwach nadbałtyckich nie było ani jednego rosyjskiego pogromu, gdy tymczasem wiele w Azji Średniej, a na Północnym Kaukazie to już szkoda język sobie strzępić. Bo i po co, skoro przecież nic takiego się nie działo...
No więc.
Białoruś jest jedynym postsowieckim państwem, w którym w ogóle na porządku dziennym nie ma kwestii rosyjskiej. Państwem, w którym prezydent i najwyżej postawione osoby w państwie używają języka rosyjskiego przy oficjalnych okazjach. Państwem, w którym podział ludzi na „Rosjanin” i „Białorusin” ma charakter ankietowy, protokolarny, nie mający żadnego znaczenia. Państwem, w którym żyje i naturalnie się rozwija język rosyjski i kultura rosyjska.
Czy z tego powodu choć jedno dobre słowo pod adresem władz białoruskich padło ze strony Rosji? Niedoczekanie wasze!
Poziom korupcji na Białorusi jest o wiele niższy niż w Rosji. O wiele mniej jest urzędników, którym trzeba wręczać łapówki. I już od dawna do więzień trafiają złodziejscy ministrowie.
Czy w związku z tym choć raz padła propozycja, by zapoznać się z białoruskim doświadczenie w walce z korupcją? Niedoczekanie wasze, kochani: walka z korupcją jest władzy rosyjskiej niezbędna, ale jeszcze bardziej niezbędna jest sama korupcja.
Dyktator Łukaszenko wyłazi ze skóry, żeby na Białorusi nie zamknięto ani jednego przedsiębiorstwa, nie przestała pracować ani jedna fabryka i ani jeden warsztat. A teraz niech wszyscy powstaną i zaczną się dziwić: poziom dywersyfikacji przemysłu na Białorusi jest o wiele wyższy, niż w Rosji. Wychodzi na to, że Białoruś nie wydobywa surowców (no, prawie nie wydobywa), bo ich nie posiada, a towary produkuje właśnie z surowców i prefabrykatów.
Jeszcze nie tak dawno temu, do krachu białoruskiej waluty, „zajączka”, średnia płaca w kraju odpowiadała równowartości 530 dolarów. Powiedzcie to rosyjskim nauczycielom, niech się też ucieszą. A przy tym ceny na Białorusi są o wiele niższe niż w Rosji.
Łukaszenko nie dopuścił do prywatyzacji, którą tak kochamy – my, nasza oligarchia i nasza władza. Stworzyłeś coś sam, wymyśliłeś, wprowadziłeś w życie, zbudowałeś? Zuch – miej, pracuj; nikt nie zabierze; dziękujemy za stworzenie miejsc pracy i odprowadzone podatki. Ktoś wcześniej zrobił, nie ty? To wynocha, i zabieraj ze sobą swoje złodziejskie łapki.
Dlaczego zatem białoruska gospodarka ma się źle? Dlatego, że do 1991 roku opierała się na radzieckim przemyśle zbrojeniowym, na radzieckich dostawach surowców i na radzieckim rynku zbytu. Windy, wywrotki, ciągniki rakietowe, zegarki, lodówki, odbiorniki radiowe i telewizory, tkaniny i odzież. I w momencie, kiedy mocno zmalały zdolności nabywcze rosyjskich mas, za to mocno wzrósł import z krajów o taniej sile roboczej i konkurowanie na światowych rynkach staje się męczarnią, to ciężko jest przeżyć.
Łukaszenko brał kredyty. A Rosja ile ich wzięła dopóki nie wyrosły ceny na ropę? Ile lat żyliśmy w biedzie, ile się nabiegaliśmy po świecie z wyciągniętą ręką? Zapomnieliście już? Kredyty były wtedy podstawą ratowania byle jakiego, ale zawsze budżetu! No co? No tak, zapomnieliście...
Ale! Na Białorusi pieniądze z kredytów nie wpadały do prywatnych kieszeni. Oczywiście, z powodu łapówek jakaś tam część pewnie się ulatniała. Ale takiego jak w Rosji mistrzostwa w rozkradaniu jakichkolwiek państwowych pieniędzy Białoruś nie osiągnęła. Tu nam nie mogą podskoczyć.
I teraz Rosja, tonąca przez wiele lat po uszy w długach, biorąca wszędzie, gdzie się dało, dziesiątki miliardów dolarów, nie myśląc z czego odda, teraz ta Rosja oskarża nieuczciwego Łukaszenkę, że poziom życia Białorusinów zapewniają kredyty. W niemałym stopniu z rosyjskiej kieszeni.
Coś kiedyś słyszeliście o jachtach Łukaszenki? O willach nad Morzem Śródziemnym? O dworach, maybachach, zegarkach za 100 tysięcy Euro?
Tak więc jaka jest przyczyna tej wrogości.
Dowiedzieliśmy się całkiem niedawno. Niektóre zdania przedostały się do mediów. Chociaż już wcześniej wiedzieli o tym wszyscy, którzy chcieli wiedzieć, i rozumieli ci mądrzejsi.
Białoruś nie jest na sprzedaż.
Rosyjski oligarchiczny kapitał, inaczej nazywany topowym biznesem, a jeszcze inaczej biznesem szeregu poważnych osób w państwie żąda od Białorusi dwóch rzeczy.  Przeprowadzenia prywatyzacji wszystkich najcenniejszych obiektów przemysłowych i dopuszczenia rosyjskiego kapitału.
I! Koniecznie i przede wszystkim sprzedać rurę. Tę od ropy. I tę od gazu. Po cholerę musicie ją mieć? Itd.
Co po czymś takim następuje, to w Rosji już obserwowano. Całkowity rozkład gospodarki i nędza narodu. Ziemia – pod willowe osiedla, warsztaty – pod magazyny handlowe; kasa ląduje na rachunkach offshore. Przerobić choćby na złom, ale za to natychmiast: nachapać się i w nogi.
Dlatego właśnie pchano kasę Łukaszowi. Niczego sobie kupcy: omotać długami i wystawić rachunek. Nie masz pieniędzy? Sprzedaj mieszkanie. Bez różnicy, czy bandyci, czy biznes państwowy: u nas to są bliźnięta jednojajowi.
Delikatna i smutna sprawa: inteligencja, obrońcy praw i dziennikarze popierają topowy biznes w jego atakach na Łukasza. I mają rację! To prawda, że dławi opozycję. To prawda, że fałszuje wybory. To prawda, że ogranicza wolność wypowiedzi, media ledwie dyszą. Wszystko to prawda!
A jak się rozwinie sytuacja, kiedy w wyniku demokratycznych i otwartych wyborów do władzy na Białorusi uczciwie dojdzie liberalna opozycja? I nastąpi wolność słowa, partii i wszystkiego?
Wtedy liberalna opozycja przeprowadzi prywatyzację. Wtedy też ją kupią – hurtowo i na pniu. Jej bratni rosyjscy politycy doskonale zademonstrowali poziom i łatwość sprzedajności. Metody są opracowane od dawna.
I w przeciągu kilku lat Białoruś zostanie rozkradziona, naród będzie narodem biedaków, a perspektywy nie będzie żadnej. Wszystko będzie tak, jak w Rosji, z tym że bez ropy, bez gazu, bez niklu i miedzi, bez drewna i kawioru, bez tytanu, bez złota i bez diamentów.
Zdroworozsądkowy prostak dyrektor sowchozu Łukaszenko, w odróżnieniu od naszych służbistów, za pieniądze się nie sprzedaje. Bywa śmieszny, najlepiej jeździ na nartach, najlepiej gra w hokeja, a nawet mówi czasami z zabawnym akcentem. Ale. Pracuje dla dobra kraju i narodu. Po chamsku, okrutnie, prostacko tłamsi oponentów, łamiąc w rzeczywistości prawo, nie daje wykupić kraju i okraść naród.
Gdyby tak każdy mógł tak o sobie powiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz