1 czerwca prezydent Dmitrij Miedwiediew był zmuszony przełknąć bardzo gorzką pigułkę: rząd Władimira Putina, któremu w marcu publicznie i z wielką pompą prezydent polecił przygotowanie propozycji dotyczących obniżki składek ubezpieczeń społecznych, właśnie zaproponował, aby składek tych nie obniżać w ogóle. Przynajmniej póki co. Czyli do 2013 roku, kiedy to w kraju będzie już po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, a w fotelu Szefa Państwa będzie zapewne siedzieć nie Dmitrij Miedwiediew, a całkiem inna osoba. Niech ona wtedy i decyduje, co w sprawie robić.
Ta lakoniczna propozycja Rządu jest przejawem wyjątkowej złośliwości po tym, jak tydzień temu Miedwiediew podczas spotkania z ministrem finansów Aleksiejem Kudrinem uznał za konieczne publicznie i w obecności kamer telewizyjnych przypomnieć rządowi o tym, że w sprawie obniżki stawek składek na ubezpieczenia społeczne „nie należy ograniczać się zmianami kosmetycznymi” i „obniżki powinny oczywiście obejmować wszystkich, a nie tylko wybranych kategorii podatników”.
Tymczasem nie będzie żadnych obniżek, ani dla wybranych kategorii, ani tym bardziej dla wszystkich – budżet nie pozwala. Co prawda, budżet pozwala na finansowanie licznych przedwyborczych inicjatyw premiera, którymi ostatnimi czasy sypie jak z rogu obfitości. Tutaj jednak uczynne okazało się Ministerstwo Finansów,