poniedziałek, 23 grudnia 2013

Dossier na Putina.


Autor: Anastazja Kirilenko
Data: 22.12.2013


Najbardziej fantastyczna na pierwszy rzut oka wersja uwolnienia Michaiła Chodorkowskiego, z jaką zapoznałam się w blogosferze jest taka: niemieckie służby specjalne mają atuty, mają „coś w rękawie” na Putina, coś co wykorzystano dla okazania nacisku na prezydenta Rosji. Z oficjalnych informacji można wywnioskować, że niemieccy dyplomaci (i/lub specsłużby) posiadają i w ciągu ostatnich 2,5 roku korzystali z jakichś kanałów łączności z Władimimirem Putinem, które są niedostępne dla Amerykanów. A raczej „jeszcze posiadają”.

Można zgadywać, od jak dawna te powiązania istnieją, mając na uwadze „niemiecką” przeszłość Władimira Putina.  Ale od biografii Putina „Niemiec na Kremlu” autorstwa Alexandra Rahra wolę książkę niemieckiego dziennikarza Jürgena Rotha „Gangsterzy ze Wschodu”. Od razu po uwolnieniu Chodorkowskiego zapytałam Rotha: co się stało ze śledztwem wobec niemiecko-rosyjskiej firmy SPAG, którą podejrzewano w praniu pieniędzy? W 2003 roku Roth, w którego posiadaniu znalazł się raport na ten temat wywiadu RFN – BND (za 1999 rok), opublikował książkę poświęconą firmie SPAG.

Zarządzający tą firmą, mającą siedzibę we Frankfurcie nad Menem, adwokat z Liechtensteinu Rudolf Ritter od 1990 roku zajmował się, zgodnie z raportem wywiadu niemieckiego, praniem pieniędzy kolumbijskiej mafii narkotykowej. Rittera aresztowano, znaleziono u niego miliony szwajcarskich franków w gotówce, a jak ustaliła prokuratura jego współpracownicy wywozili wypełnione szwajcarskimi frankami walizki do Liechtensteinu (podejrzewano, że były to wpływy z handlu narkotykami).

Firmę SPAG utworzyli w 1992 roku sam Ritter, struktury Władimira Smirnowa i Władimira Kumarina (Smirnow to były top manager „Rosatomu” i były szef spółki „Oziero”, Kumarin zaś, który od 2007 roku siedzi w więzieniu, to szef „tambowskiej” grupy przestępczej), a także komisja Zarządu Majątkiem Miejskim Urzędu Miasta St. Petersburga. Aż do 2000 roku doradcą w firmie SPAG, nie pobierającym uposażenia, był Władimir Putin.

Według „Spiegla” (2001 rok) to dzięki naciskowi Niemiec udało się wtedy rozpocząć śledztwo w Liechtensteinie wobec Rittera w sprawie pieniędzy karteli narkotykowych. Przy czym był to spektakularny sukces Niemców, gdyż, jak przypominali  dziennikarze, w maleńkim księstwie, „złodziejskim raju”, podobnych spraw nie rozpoczynano. Publikacja stała się źródłem optymizmu i prognozowano problemy dla księstwa Liechtenstein i sąsiedniej Szwajcarii. Informowano, że w latach 1993-1998 „ogromna ilość” złota była wywieziona z St. Petersburga do szwajcarskiego miasta Lugano.

Oto co pisze „Spiegel”: „Utworzona przez Putina i Rittera firma wypływa również w materiałach śledztwa przeciwko niemu i panu Hoffenowi (partner biznesowy Rittera). 23 kwietnia 1999 roku ci panowie kupili 30000 akcji SPAG, poza giełdą, po 15 euro za akcję (przy cenie giełdowej 10 euro) i rozmieścili je w portfelach firm z fantastycznymi nazwami „Fundacja Cukierkowa”, „Fundacja Kopertowa”. Śledczy uważali, że pieniądze były brudne”.

W dodatku „córka” SPAG pod nazwą Rif Security GmbH wypełniała funkcje ochrony w spółce „Oziero”. Były szef tej spółki działkowej w Prioziersku Władimir Smirnow (dziś prawdopodobnie w Monako) w 2000 roku przyznał się gazecie „Wiedomosti St. Petersburga” (kiedy do spółki „Oziero”, do której należała również dacza Putina, dotarł już sprytny dziennikarz Władimir Iwanidze), że poznał przyszłego prezydenta w 1991 roku we Frankfurcie nad Menem.

Jürgen Roth, który kontynuuje obserwowanie sprawy Ritter – SPAG, powiedział mi, że w rezultacie śledztwo niczego nie ustaliło. Studiowałam stronę internetową tej firmy w kwietniu 2010 roku, kiedy jeszcze ona istniała. Fakt, że miał miejsce wtedy jakiś rebranding SPAG, nastąpiła zmiana Szefa Rady Nadzorczej i prezesa, były jakieś sądowe sprawy. Obecnie, według niemieckich stron finansowych, firma nie jest notowana na giełdach.

Czy uczestnictwo Władimira Putina jako doradcy w firmie, która znalazła się w zainteresowaniu niemieckich specsłużb z powodu karteli narkotykowych, to przypadek? Możliwe. Jak lubią przypominać ci sami niemieccy lub szwajcarscy dziennikarze „wyroków sądu w tej sprawie nie ma”, „bezpośrednich powiązań nie ma”.

Jednakże wiele „śladów” z przeszłości Putina prowadzi do Niemiec. Na przykład, jedna z firm wykorzystywanych w handlu barterowym z St. Petersburgiem (sprawa omówiona w raporcie Mariny Salje) była zarejestrowana w Monachium na obywatela Niemiec. Ponadto miały miejsce niezrozumiałe negocjacje ludzi z administracji St. Petersburga w sprawie barterowych dostaw żywności (nie wiadomo, kto je prowadził) z panią Rudolf ze wschodnioniemieckiej „Stasi”.

Inne przypadki dotyczą bezpośrednio handlu narkotykami i Rosji. Zgodnie z informacjami prasy St. Petersburga, na początku la 90-tych w Europie Wschodniej miało miejsce spotkanie przedstawicieli włoskiej mafii i mafii St. Petersburga, „a także byłych z KGB”. Włoski parlament wysłuchał nawet w tej sprawie sprawozdania śledczego z Rosji, w którym stwierdzano, że mafie najprawdopodobniej porozumiały się co do wspólnej kontrabandy radioaktywnych izotopów i narkotyków.

Dziwnym zbiegiem okoliczności w lutym 1993 roku pod Wyborgiem zatrzymano kontener z kolumbijskimi konserwami mięsnymi, w których była tona kokainy. W sprawie wyborgskiej kokainy w Izraelu aresztowano m.in. Belga Oskara Donata. Jedno z jego przedsiębiorstw w St. Petersburgu to Dom Handlowy „Alisa”. Fakt: śledztwo wkrótce zaryło w piachu. Kokaina, jak donosiła prasa, nie została zlikwidowana, lecz „dostarczona do Moskwy do dalszej obróbki”.

Na przełomie września i października 1993, kiedy w Moskwie miały miejsce historyczne wydarzenia związane z rozstrzelaniem parlamentu, St. Petersburg żył swoim gromkim życiem. Na rosyjsko-fińskiej granicy zatrzymano przedsiębiorcę Matwiejewa za próbę przemytu izotopów osmu, a po paru dniach związanego z nim zastępcę mera Sobczaka Lwa Sawienkowa, który zlecił transport izotopów. Dodatkowo Sawienkow pracował jako dyrektor Domu Handlowego „Alisa”.

W 1994 roku pod naciskiem dziennikarzy (znaleźli dokumenty, wskazujące na współudział w sprawie Komitetu ds. Kontaktów z Zagranicą Urzędu Miasta St. Petersburga, komitetem kierował Putin, dokumentów nie opublikowano) sam Władimir Putin postanowił bronić Sawienkowa. Według niego „Urząd Miasta St. Petersburga szukał niestandardowych sposobów finansowania gospodarki miejskiej, przede wszystkim dostaw żywności dla miasta”. I oto Sawienkow zaproponował sprzedaż na Zachód super oczyszczonego osmu, jaki udało się otrzymać uczonemu-hobbyście z St. Petersburga (uczonym tym okazał się być wcześniej karany Wiktor Pietrik, który w 2011 roku zasłynął z „filtrów Pietrika-Gryzłowa”). „Część zysków będzie szła do budżetu miasta”, powiedział wtedy Putin. A przemyt, to znaczy tajny transport, był potrzebny dla ochrony interesów uczonego...

Dziennikarze różnie oceniali te słowa wicemera St. Petersburga, który starał się, lecz nijak nie mógł nakarmić miasta niestandardowymi sposobami. Jednakże, jeśli trzymać się faktów, to Lew Sawienkow został jednak w tajnym procesie skazany za przemyt. Niezrozumiałe jest dlaczego Pietrogrodzki Sąd Rejonowy odmówił Radiu Swoboda dostępu do wyroku w tej starej sprawie. Ale w tej dawnej sprawie jest chociaż wyrok, w odróżnieniu od sprawy „wyborgskiej kokainy”.

Co niemiecki wywiad ma „na Putina” dokładnie nie wiadomo. Pozostaje tylko spekulować, że takich informacji BND może mieć więcej, niż inne wywiady, z powodu przyczyn historycznych. Były doradca księcia Monako Robert Eringer, z którym spotykałam się w celu rozmowy o przyjaźni prezydenta Rosji z Albertem II, wygadał się, że w rezultacie konsultacji ze specsłużbami innych państw (według niego istnieją taśmy z tych konsultacji) kategorycznie odradzał księciu zbliżenie z Putinem: związki szefa państwa rosyjskiego z biznesmenami piorącymi pieniądze, w szczególności w Monako, są zbyt podejrzane i nieprzejrzyste. Książę jednak, jak twierdzi Eringer, nie posłuchał jego rady.

Wydawałoby się, że wszystko to nie jest najważniejsze wobec układu w przededniu Olimpiady i intrygą, czy Angela Merkel przyjedzie, czy nie przyjedzie do Soczi. Image Putina w związku z bojkotem przez zachodnich liderów ceremonii otwarcia igrzysk jest już nie do naprawy, jest za późno na zmiany. Skończywszy z reportażami o problemach wspólnoty LGBT, migrantach i oczywiście więźniach politycznych w Rosji, zachodni dziennikarze ponownie skierowali się do St. Petersburga, by wyjaśniać przeszłość Putina. Reportaże koncentrują się wokół „dossier Salje” – sprawa SPAG – „kasyna Putina”. Wiek tych dossier jest kompensowany ich ważnością.

A tu jeszcze i „wisienka na torcie” – pałac w Praskowiejewce pod Gelendżykiem: widok z kutra, widok z brzegu, rozważania o tym, na ile blisko ochrona daje dotrzeć do brzegu.  O istnieniu pałacu wiemy dzięki biznesmenowi z St. Petersburga Siergiejowi Kolesnikowowi.  Po tym jak skończyła się panika, która wybuchła w okolicach Kremla, pałac przepisano na jakiś czas na roponośnego oligarchę, partnera Arkadija Rottenberga, Aleksandra Ponomarienko. Ponomarienko to bohater książki o „krymskiej mafii” (rozpowszechnianie książki w Rosji zabronił jeden z rosyjskich sądów rejonowych). Nawiasem mówiąc, dzisiaj Ponomarienko to szanowany oligarcha, posiadający partnera w Dumie Państwowej – bohatera tej samej książki o mafii Aleksandra Skorobogatko.  Jak powiedział mi ścigany międzynarodowym listem gończym Alimżan Toktachunow, ksywka „Tajwańczyk”, na naiwne pytanie co w parlamencie robią przedstawiciele różnych grup przestępczych: „w młodym wieku wszyscy grypsowali, ale przecież nie można odrzucać utalentowanych ludzi!”

Mówiąc o ostatnim 2,5-letnim okresie – czasie, w którym podobno prowadzono negocjacje w sprawie uwolnienia Chodorkowskiego – to chmur na Putinem i ogólnego nim zainteresowania jest więcej. O ile dziesięć lat temu można było spokojnie mówić o „równym oddaleniu oligarchów” od Kremla przy prowadzeniu narodowych interesów, to teraz sytuacja uległa zmianie. „Pańszczyźniane Deripaski”, górnicy Abramowicza, dla których cudem jest nie mieć połamanych  palców u rąk, nawet pracownicy Rosnieftu już więcej nie stanowią bezwarunkowego elektoratu Putina. Co prawda z pałacu w Praskowiejewce póki co to słabo widać.


Nieśmiertelnym stał się żart jakiegoś dziennikarza po oficjalnej informacji o rozwodzie Putina: „A co, jeśli cała reszta to też prawda?”

sobota, 28 września 2013

Pytanie laureata Nagrody Nobla Żoresa Alfiorowa.



To jest takie proste i uniwersalne, że aż nie mogłem się powstrzymać przed przetłumaczeniem.

Pytanie brzmi:

„Jeśli obywatel jest zmuszany do płacenia za wykształcenie i opiekę zdrowotną, do tego by na emeryturę oszczędzał z własnych środków, a za mieszkanie i usługi komunalne płacił w pełnej wysokości według ceny rynkowej, to po co mi takie państwo?! Z jakiej racji mam jeszcze płacić podatki i utrzymywać szaloną armię urzędników? Zawsze i wszędzie twierdziłem, że opieka zdrowotna, szkolnictwo i nauka powinny być opłacane z budżetu. Jeśli państwo każe nam samym się o to troszczyć, to niech ono zniknie, nam będzie znacznie łatwiej!”.

Wersja rosyjska:


"Если гражданина заставляют платить за образование и медицинское обслуживание, пенсию накапливать из собственных средств, жилье и коммунальные услуги оплачивать полностью, по рыночной цене, то зачем мне такое государство?! С какой стати я должен еще платить налоги и содержать безумную армию чиновников? Я всегда на всех уровнях говорил, что здравоохранение, образование и наука должны обеспечиваться из бюджета. Если государство сваливает эту заботу на нас самих, пусть исчезнет, нам будет гораздо легче!".

wtorek, 9 lipca 2013

O walce przy pomocy haseł opozycyjnych. Pamięci Jerzego P.


Pan Ambasador USA w Polsce, Stephen D. Mull, był ostatnio z wizytą w Bydgoszczy i zamieścił na Twitterze następującą informację:


I przypomniała mi się historia z mieszkającym w Szwecji w Malmö w drugiej połowie lat 80-tych ubiegłego wieku Jerzym P.
Pan Jurek był dorosłym mężczyzną dość dobrze znanym w mieście zarówno policji szwedzkiej i lekarzom „od głowy”, którzy jednak stwierdzili, że nie jest on szkodliwy dla społeczeństwa, a jego manii nie trzeba leczyć przy użyciu lecznictwa zamkniętego. A miał pan Jurek zwyczaj przychodzić w nocy pod zlikwidowany niedawno przez ministra Sikorskiego konsulat polski i czarną farbą na żółtym murku malować jedno, za to dosadne hasło opozycyjne:

JARUZELSKI CHUJ. SOLIDARNOŚĆ. JERZY P.”

Przy czym to „P.” było pełnym nazwiskiem, stąd było wiadomo, kto jest tak odważnym patriotą.
Oczywiście konsulat hasło następnego dnia likwidował, co kosztowało trochę pieniędzy i wysiłku miejscowej firmy od likwidowania polskich napisów opozycyjnych. Tak trwało to ponad miesiąc, napis, zawsze tej samej treści, pojawiał się i znikał, a konsul generalny zapraszał i składał wizyty szefowi policji w Malmö, by ten jednakowoż zrobił coś z tym nieznośnym Jurkiem P. A szef policji niezmiennie odpowiadał, że nic nie może w tej sprawie zrobić i dawał do zrozumienia, że w zasadzie jest to czysto polska sprawa.
W konsulacie narad było zapewne mnóstwo z powodu bezsilności aż do czasu, kiedy znalazł się jeden młody, który zaproponował, że trzeba z panem Jurkiem pogadać. Pukali się w czoło starzy wyjadacze, ale nowy konsul generalny, zdesperowany bezowocnością współpracy z policją szwedzką, wyraził zgodę i dzielny opozycjonista przekroczył progi konsulatu, głośno wyrażając zadowolenie z powodu swojej ważności. Powiedział, że sprawa jest poważna, Polska ginie i on nie może pozwolić, by taki ch... Jaruzelski rządził okupowanym krajem. Młody poinformował go, że on się z nim zgadza, na co Jerzy P. wybałuszył oczy, bo czego jak czego, ale tego to się nie spodziewał. Wspólnie ustalili, że sprawy tak ważnej nie można ograniczyć tylko i wyłącznie do budynku konsulatu i tą niezwykle ważną informacją należy podzielić się ze wszystkimi mieszkańcami Malmö, a najlepiej do tego nadaje się świeżo odmalowany budynek giełdy oraz budynki lokalnej administracji stolicy Skanii.
Zbudowany poparciem polskiej placówki dyplomatycznej Jerzy P. wykonał zadanie jeszcze tej nocy...
A po południu następnego dnia przyszedł do konsula generalnego szef policji z informacją, że stan pana Jerzego P. znacznie się pogorszył i lekarze zadecydowali o przymusowym leczeniu, więc problem jakby sam się rozwiązał...

No bo co jak co, ale niszczyć mienia publicznego nie wypada podobno...

środa, 29 maja 2013

„Mój brat nie żyje”. Tłumaczenie ostatniego scenariusza Aleksieja Bałabanowa.

«Mój brat nie żyje». Ostatni scenariusz Aleksieja Bałabanowa


W szpitalnej sali było jasno.
Karina uśmiechała się. Pod prześcieradłem zwracał uwagę jej ogromny brzuch.
Do sali wszedł lekarz, trzymając w ręku zdjęcia.
— Będą bliźniaki, — powiedział jakoś tak nienaturalnie wesoło. Trochę celowo.
Spojrzał na to, co trzymał w ręce i podał Karinie.
— Chłopcy, — powiedział.
Karina nadal się uśmiechała, ale zdjęć nie wzięła.
— Wiem. Wania i Pietia, — powiedziała.

× × ×

Lekarz wyszedł z sali, przeszedł przez korytarz, na którym siedział dobrze ubrany mężczyzna w średnim wieku i młoda kobieta.
— Czy mogę? — zapytał mężczyzna oddalającego się lekarza.
— А tak, oczywiście, proszę niech Pan wejdzie. Tylko nie na długo.
Mężczyzna wstał i wszedł do szpitalnej sali. Kobieta weszła za nim.
Karina uśmiechała się.
— Wania i Pietia, — powiedziała.
Mężczyzna nic nie powiedział.

× × ×

Karina krzyczała.
— Przyj, przyj, — powtarzała akuszerka.
Przez korytarz przeszedł lekarz. Mężczyzna siedział tam gdzie wcześniej. Kobieta nerwowo podniosła się.
— Proszę się nie denerwować, wszystko idzie dobrze, — powiedział do nich lekarz przechodząc i wszedł do sali.
Mężczyzna również się denerwował.
— No i jak? — zapytał lekarz, wchodząc na salę.
— Pierwszy idzie, — odpowiedziała akuszerka.
Karina krzyczała.
Pojawił się pierworodny. Akuszerka przyjęła jego poród.
— Martwy, — powiedziała bez zdumienia i przekazała ciało lekarzowi.
— Nie ma oczu, — nerwowo i prawie z przestrachem powiedział lekarz.
Zamiast oczu chłopiec miał dwie czarne dziurki.
— Drugi idzie, — krzyknęła akuszerka.
Lekarz odebrał go sam.
Chłopiec miał dwie pary oczu. Krzyczał.
Karina przestała krzyczeć.
— Wiedziałem, — powiedział lekarz.
Przeciągnął ręką nad białymi oczami noworodka.
— Nie widzi, — powiedział i podał noworodka akuszerce.

× × ×

Lekarz przeszedł przez korytarz. Mężczyzna i kobieta siedzieli na swoich miejscach.

× × ×

Mężczyzna stał przy łóżku Kariny. Płakała, przyciskając do piersi czterookie dziecko.
— Trzeba go oddać do przytułku dla potworów, — powiedział mężczyzna.
— Nie, — płacząc zakrzyczała Karina, tuląc chłopca do siebie.
— To wybieraj: albo ja, albo on. Nie potrzebuję takiego spadkobiercy.
— Nikomu go nie oddam, — histerycznie krzyknęła Karina.
— No więc tak… Zostawię wam mieszkanie i pięćset tysięcy euro. Żyjcie sobie na świecie, — spokojnie powiedział mężczyzna i wyszedł z sali.
— Sasza! — krzyknęła Karina.
Do sali weszła kobieta.
— Tania, — cicho powiedziała Karina…

× × ×

Rzeką płynęła kra.


„Mój brat nie żyje”. Ostatni scenariusz Aleksieja Bałabanowa. Wersja oryginalna.


Autor: Aleksiej Bałabanow

«Мой брат умер». Последний сценарий Алексея Балабанова


В палате было светло.
Карина улыбалась. Под простыней выделялся ее огромный живот.
В палату вошел доктор, держа в руках снимки.
 У вас двойня,  как-то неестественно весело сказал он. Немножко специально.
Посмотрел на то, что держал в руках, и передал Карине.
 Мальчики, — сказал он.
Карина продолжала улыбаться, но снимков не взяла.
 Я знаю. Ваня и Петя, — сказала она

× × ×

Доктор вышел из палаты, прошел по коридору, где сидели хорошо одетый мужчина средних лет и молодая женщина.
 Можно? — спросил мужчина уходящего доктора.
 А, да, конечно, заходите. Только не долго.
Мужчина встал и вошел в палату. Женщина прошла за ним.
Карина улыбалась.
 Ваня и Петя, — сказала она.
Мужчина промолчал.

× × ×

Карина кричала.
 Тужься, тужься, — повторяла акушер.
По коридору прошел доктор. Мужчина сидел там же. Женщина нервно встала.
 Не волнуйтесь, все хорошо, — сказал им доктор, проходя, и зашел в палату.
Мужчина тоже нервничал.
 Ну что? — спросил доктор, войдя в палату.
 Первый пошел, — сказала акушер.
Карина кричала.
Появился первый. Акушер приняла его.
 Мертвый, — привычно сказала она и передала тело доктору.
 У него глаз нет, — нервно и чуть испуганно сказал доктор.
У мальчика вместо глаз были черные дырки.
 Второй пошел, — воскликнула акушер.
Доктор принял его сам.
У мальчика было четыре глаза. Он кричал.
Карина кричать перестала.
 Я знал, — сказал доктор.
Он провел рукой перед белыми глазами младенца.
 Он не видит, — сказал он и передал младенца акушеру.

× × ×

Доктор прошел по коридору. Мужчина и женщина сидели там же.

× × ×

Мужчина стоял у кровати Карины. Она плакала, прижимая к груди четырехглазого ребенка.
 Его надо отдать в приют для уродов, — сказал мужчина.
 Нет, — плача воскликнула Карина, прижимая к себе мальчика.
 Тогда выбирай: либо я, либо он. Такой наследник мне не нужен.
 Я его никому не отдам, — истерично крикнула Карина.
 Тогда так… Я оставляю вам квартиру и пятьсот тысяч евро. Живите с миром, — спокойно сказал мужчина и вышел из палаты.
 Саша! — крикнула Карина.
Женщина вошла в палату.
 Таня, — сказала Карина тихо…

× × ×

По реке шел лед.

piątek, 10 maja 2013

Dymisja Surkowa. Początek ostatecznej zmiany wyznaczników.


Publikacja z dnia 8 maja 2013 r.
Autor: Jegor Proswirnin
Źródło:

Wiadomość dnia: Surkowa zwolniono ze stanowiska wicepremiera na jego własną prośbę, jak informuje Kreml („– Twoja teściowa na co zmarła? – A grzybami się otruła. – A skąd ma takie sińce? – Nie chciała ich żreć, swołocz!”). Przypomnijmy, że dosłownie wczoraj wybuchł publiczny konflikt Surkowa z rzecznikiem Komitetu Śledczego Markinem, spowodowany wypowiedziami Surkowa w Londynie na temat śledztwa w sprawie projektu „Skołkowo”, który Surkow nadzorował. Dzisiejsza dymisja Surkowa stanowi finał jego upadku, który zaczął się pod koniec 2011 roku z masowych protestów. Uważany za demiurga współczesnego systemu w Rosji i posiadający reputację cynicznego intelektualisty został odesłany na półdymisję po buncie klasy kreacjonistów, a dzisiaj nastąpił jego ostateczny upadek. Na niezadowolenie inteligencji Putin nie odpowiedział skomplikowaniem życia politycznego, lecz odwrotnie jego uproszczeniem zgodnie z formułą „słomkę złamiesz siłą”, zastąpiwszy dumnego ze swojego wykształcenia Surkowa prostym jak uderzenie cegłą w łeb Wołodinem.

Byli znienawidzeni przez wszystkich „Nasi”, próbujący udawać lojalną młodzież, a przyszedł robotnik „My zara przyjdziem z kumplami i wam wpieprzym” Chołmanskich. Była pląsająca na niewielkim podwórku na poły niezależna prasa, a rozpoczęto zwalnianie z pracy i kaperowanie pracowników państwowych mediów i zamykanie wielu tytułów. Była „Jedna Rosja”, starająca się grać rolę głównej partii w kraju w ramach kontrolowanego systemu partyjnego, a powstał „Wszechrosyjski Narodowy Front”, który ma za zadanie skupić wszystkich wokół Führera w obleganej twierdzy „Rosja”. Była retoryka modernizacji, a mamy radziecki zakręt, przy czym nie na poziomie retoryki, lecz na poziomie konkretnych ustaw.

Żydowsko-czeczeńskiego diabła, postać absolutnie z twórczości Pielewina, zastąpili prości i uczciwi ludzie z twarzami katów i żołnierzy, wachtę po żartownisiach i eunuchach objął kolektywny poseł Wałujew, co widać najlepiej po sposobie, w jaki zdymisjonowano Surkowa. Przeczytajcie, jeśli nie czytaliście, tekst Markina przeciwko Surkowowi w „Izwiestiach” – przykład radzieckiego stylu spod płotu końca lat 80-tych, o którym myśleliśmy, że już odszedł na zawsze, pozostawszy tylko w powieściach Sorokina:

A wszystko to byli ludzie światowi i cwani. Już dawno kapnęli się, że w naszych czasach status notowanego opozycjonisty jest nawet całkiem korzystny. Jakby co, to banalne śledztwo w sprawie kradzieży można przedstawić jako polityczne prześladowanie. Zyskuje się sławę w sieci, a nawet prawo azylu w Londynie. Niektórzy wirtuozi politycznego PR dają radę odstawiać takie piruety, będąc w kierownictwie władzy, przeciwko której protestują.

„Ja nie torf i nie gad zasrany” – powiedziałby Martin Aleksiejewicz. W trakcie całej swojej kariery Surkow władczego Markina Aleksiejewicza maskował, próbował przekonać rosyjską inteligencję, że z Markinem Aleksiejewiczem możliwy jest jakiś dialog, jakaś choćby imitacja komunikowania się. A w rezultacie kolektywny radziecki Markin Aleksiejewicz Surkowa zjadł postawiwszy mięsistą kropkę nad „i” w dyskusji na temat „Czy możliwa jest transformacja władzy radzieckiej w coś przyzwoitego?”, potwierdzając ponownie absolutną rację zajmowania bezkompromisowego stanowiska.  Ustriałow w 1921 roku pisał, że jeśli nie drażnić bolszewików to nauczą się czytać, pisać, pokochają Rosję i ostatecznie staną się rosyjską narodową władzą. Surkow przez całą dekadę od 2000 r. przekonywał, że jeśli nie drażnić Putina to oduczy się pić wódkę, przestanie kląć («Z rodziny robotniczej pochodzę») i ostatecznie zacznie sam siebie unowocześniać, przyjąwszy wartości współczesnego społeczeństwa europejskiego.

Radziecka władza Ustriałowa ostatecznie rozstrzelała. Surkowa władza radziecka zdymisjonowała rękami Markina Aleksiejewicza i może być, że jeszcze rozstrzela, jako że diabeł żartować lubi (przecież u znajdującego się w niełasce olimpijskiego budowniczego „towarzysza Bilałowa” stwierdzono tajemnicze zatrucie rtęcią, przy czym zatrucie wielokrotne). Wszyscy apologeci Czerwonego Kremla, wszyscy zwolennicy tego, że z władzy nie wolno żartować, lecz w milczeniu i cierpliwie pomagać jej się krok po kroku cywilizować, wszyscy „konserwatywni zwolennicy stopniowego uczłowieczania reżimu” otrzymali dziś prostą i jasną odpowiedź Markina Aleksiejewicza w stylu Sorokina:

Jednakże PR PR-em, a sprawy sprawami. Kodeks postępowania karnego nikt nie likwidował, więc śledczy zobowiązani są do zadawania pytań, jeśli mają do czynienia z faktami i konkretnymi podejrzeniami. Nie pomogą tu żadne utyskiwania na motywy polityczne. Masza jakby nie było też spadkobierczyni i będziemy z nią pisać do wszystkich możliwych instancji zwracając uwagę społeczeństwa na pana i pańską działalność kułaka. Boś jest pan kułak, a żona pańska to burżujka, z powodu której sam wstyd i którą trzeba należycie utemperować. A nas co, na boczny tor? Pracowaliśmy, sialiśmy, a kibel kto stawiał? Kto wtedy dwudziestaka dał? Pan z pana Oleczkiem  chujeczkiem? Albo może pana żona ta paniusia? Ja sam to wszystko zbudowałem i garb mam, krew z potem przelewałem, a pan tylko żarł i srał. Tak było.

Władimir Władimirowicz Szarikow, którego przez wszystkie 13 lat dokładnie goliła konserwatywna inteligencja popierająca władzę, kiedy zaczęły się protesty nie zdecydował się na dialog ze społeczeństwem jak dorosły cywilizowany człowiek, tylko chwycił bałałajkę i zaczął odstawiać „Jabłuszko” („Eh, jabłuszko, dokąd ty se lecisz, znajdzie się na Błotnym to już nie odlecisz!”).

Po czym na zakończenie numeru wziął i przypierdolił bałałajką profesorowi Surkoważnemu, który przez te wszystkie lata starał się wyczesać z psa pchły radziecko-czekistowskiego pochodzenia, przy czym to wyczesywanie przedstawiał jako proces cywilizacji i ukulturalnienia. Teraz cywilizator i ukulturalniający ma pękniętą czaszkę („I za to was likwidują jako klasę. Z pana jest szkodliwy element, pan dowcipasami chujasami sypie, a sam jakby uczony i w ogóle. A z pana żaden uczony, pan jesteś chujony, tym pan żeś jest!”), a wściekły Władimir Władimirowicz zaraz będzie się wydzierał w finałowym kuplecie, i jak go skończy, to na jego uśpienie zgodzą się nawet najbardziej pokojowo nastawieni mieszkańcy rosyjskiego bloku.

Tak w ogóle to się cieszę. Dymisja Surkowa, ostatniego człowieka we władzach, który uważał za konieczne przynajmniej udawać coś minimalnie przyzwoitego, oznacza początek Ery Pełnej Jasności (...), w której walki rosyjskiej europejskiej wykształconej klasy z radziecką azjatycką robotniczo-chłopską władzą nie dało się dłużej maskować ospałymi czeczenożydami, którzy piszą powieści i dywagują o „dyskursie”, próbując pogodzić białych Europejczyków i radzieckich Mongołów. Nie ma możliwości jakiegokolwiek kompromisu pomiędzy rosyjską Europą i radziecko-putinowską Azją, to przecież nie jest walka o uczciwe wybory, przeciwko Putinowi, to nie jest walka ideologii.

To jest wojna cywilizacji, stępiona, uspokojona dzięki naftowemu dobrobytowi pierwszej dekady wieku, lecz teraz znów wypływająca na powierzchnię, ponownie wyrażająca się w ostrej formie. Z nas przecież żadni białowstążkowcy, żadni demokraci, żadni nacjonaliści. Jesteśmy krzyżowcami w radzieckiej Palestynie i w tym roku skończyło się pokojowe współistnienie z radziecko-putinskimi Arabami.

W 1917 roku przegraliśmy z kolektywnym Markinem, kolektywnym Wołodinem, kolektywnym Wałujewem. W 2017 roku mamy obowiązek zwyciężyć.

czwartek, 9 maja 2013

Dzień Zwycięstwa ze łzami w oczach.


Autor: Jegor Proswirnin
Źródło:

Tragedia Rosjan podczas II Wojny Światowej polega na tym, że w tej wojnie nie uczestniczyli „nasi”. W ogóle. Hitler chciał z Rosji takie ogromne czyste Indie z Niemcami w roli angielskich kolonizatorów. Stalin zrobił to w rzeczywistości. Starł się niemiecki imperialista z gruzińskim komunistą, a kiedy kurz opadł, to było o 26 milionów Rosjan mniej. Naiwnym jest posądzanie któregokolwiek z nich, że kierowali się dobrem rosyjskiego narodu, że mogli choć raz pomyśleć w takich kategoriach. Germanofile wyszukują w dziełach nazistowskich ideologów pozytywne słowa o Rosjanach, sowietofile odpowiadają im znanym toastem za rosyjski naród, ale to są słowa, które nie są warte czegokolwiek. W rzeczywistości tworząc kołchozy Stalin zgnoił 10 milionów kułaków. Potem Stalina pogonił Hitler, który obiecał likwidację kołchozów, lecz z jakiegoś powodu je zostawił. Potem Hitlera pogonił Stalin, który nawet po zwycięstwie kołchozów nie zlikwidował. Brud. Kloaka. Pensja w absurdalnych „roboczodniach”. Zgniła pszenica. No i rozwalona obora, nad którą powiewa albo radziecka, albo niemiecka flaga.

Co za różnica? „Plan Ost”, odpowiadają. Pewnie tak. A jak się nazywa plan, w wyniku którego mamy 5 milionów zmarłych z głodu w latach 30-tych, 10 milionów zgnojonych kułaków, 1 milion rozstrzelanych i 3-4 miliony zmarłych w łagrach, gdzie śmiertelność w niektórych zarządach GUŁAG-u była wyższa niż w Oświęcimiu? Co to za plan? „West”?

Rozumiejąc, czując absurd porównania „kto mniej z nas zabije”, świadomość narodu tworzy narodowego bohatera. Pochodzi z roli, oderwany od radła, wbrew przeklętemu Stalinowi i radzieckiemu systemowi, wyłącznie z powodu wściekłości za spalony rodzinny dom, zdobywa Berlin.

Obawiam się, że on nie miał wyboru. Przypomnę, jak w praktyce wyglądała ta „ludowa wściekłość” i „patriotyzm narodu”:

Naczelne Dowództwo Armii Czerwonej rozkazuje:
1. Radom wojennym Frontów i przede wszystkim Dowódcom Frontów:
a) bezwarunkowo likwidować w armii nastroje wycofywania się i żelazną ręką zapobiegać propagandzie tego, że jakoby jesteśmy w stanie dalej wycofywać się na wschód, że z powodu takiego wycofywania się nie stanie się krzywda;
b) bezwarunkowo zdejmować ze stanowisk i kierować do Naczelnego Dowództwa pod sąd wojenny dowódców armii, którzy dopuścili do samowolnego odwrotu wojsk z zajmowanych pozycji, bez rozkazu dowództwa frontu;
c) utworzyć w ramach frontu od jednego do trzech (zależnie od okoliczności) batalionów karnych (po 800 ludzi), do których kierować dowódców średniego i starszego szczebla oraz politruków z wszystkich rodzajów wojsk, którzy złamali dyscyplinę z powodu tchórzostwa lub słabego charakteru, i skierować ich na trudniejsze odcinki frontu, by mogli krwią odkupić przestępstwa wobec Ojczyzny.

2. Radom wojennym armii i przede wszystkim dowódcom armii:
a) bezwarunkowo zdejmować ze stanowisk dowódców i komisarzy korpusów i dywizji, którzy dopuścili do samowolnego odwrotu wojsk z zajmowanych pozycji bez rozkazu dowództwa armii i kierować ich do rad wojennych frontu pod sąd wojenny;
b) sformować w ramach armii 3-5 dobrze uzbrojonych oddziałów osłony (do 200 ludzi w każdym), skierować na bezpośredni tył wahających się dywizji i w przypadku paniki i bezładnego odwrotu oddziałów dywizji rozstrzeliwać na miejscu panikarzy i tchórzy, pomagając w ten sposób uczciwym żołnierzom dywizji spełnić swój dług przed Ojczyzną;
c) utworzyć w ramach armii od pięciu do dziesięciu (zależnie od okoliczności) kompanii karnych (od 150 do 200 ludzi w każdej), do których kierować szeregowych i młodszych oficerów, którzy złamali dyscyplinę z powodu tchórzostwa lub słabego charakteru, i skierować ich na trudne odcinki armii, by mogli krwią odkupić przestępstwa wobec Ojczyzny.

3. Dowódcom i komisarzom korpusów i dywizji:
a) bezwarunkowo zdejmować ze stanowisk dowódców i komisarzy pułków i batalionów, którzy dopuścili do samowolnego odwrotu oddziałów bez rozkazu dowódcy korpusu lub dywizji, odbierać i ordery i medale i kierować ich do rad wojennych frontu pod sąd wojenny;
b) okazywać wszelką pomoc i poparcie oddziałom osłony armii w sprawie wzmocnienia porządku i dyscypliny w oddziałach.

Rozkaz odczytać we wszystkich kompaniach, szwadronach, bateriach, eskadrach, dowództwach, sztabach.

Ludowy Komisarz Obrony ZSRR
J. STALIN

To nie jest rozkaz dla mścicieli narodu, rwących się na Berlin. To rozkaz dla uciekających Sipajów, którzy nie chcą umierać za angielskiego wicekróla. I rozkaz ten pokazuje wielką mądrość rosyjskiego narodu, który odmówił dobrowolnej walki za swoich ciemiężców. Dokładnie w ten sam sposób Rosyjska Armia Wyzwoleńcza Własowa przy pierwszej nadarzającej się okazji powiedziała Niemcom „dziękuję”, zerwała wszystkie niemieckie emblematy i zdezerterowała do Pragi. Ludzi, którzy przeżyli wojnę domową, kolektywizację i Wielki Terror, nie było możliwości zmusić dobrowolnie z gołymi tyłkami biec pod karabiny maszynowe dla osiągnięcia świetlanej przyszłości. Kwiat młodzieży, nie znającej innego oprócz stalinowskiego życia, zginął w pierwszym roku wojny, później poszły starsze roczniki – ci, którzy jeszcze pamiętali cara-batiuszkę i to właśnie dla nich był rozkaz „Ani kroku do tyłu”, tych właśnie, którzy przeżyli okropności lat 20-tych i 30-tych, trzeba byłą siłą gonić do ataku, ponieważ żadna ideologia, ani nawet banalna zwierzęca żądza zemsty na tych co przeżyli radzieckie piekło nie działały.

Entuzjastyczni budowniczowie nowego świata, komsomolcy-ochotnicy – wszyscy oni zginęli w 1941 roku. Została tylko ponura rozeźlona chłopska masa pamiętająca jeszcze jak czerwoni rozprawiali się z antonowszczyzną bronią chemiczną. Komory gazowe, powiadacie? I naprawdę wszystkich trują gazem, i kobiety i dzieci? Niesłychana sprawa, trzeba by w Tambowie opowiedzieć...

Oni zwyciężyli – dlatego, że nie mieli wyboru. O ich ofierze warto pamiętać jak o  ofierze wielkiej z powodu jej bezsensu, tak jak Żydzi pamiętają o Holokauście („Nigdy więcej!”). Ale wygłupiać się ze świętowaniem Wielkiego Zwycięstwa teraz, kiedy z niego nic nie zostało, oprócz Wstążki św.Jerzego na butelce wódki „Putinka” to bluźnierstwo.

Nasi przodkowie, dziadkowie, którzy wojowali, nie byli rozpropagowanymi kolorowymi debilami. Począwszy od 1917 roku przeszli przez 24 lata najokrutniejszego doboru naturalnego w wyniku wojny domowej, głodu, rozkułaczania, represji. Zniknęła klasa naiwnych idiotów, pozostał mroczny surowy naród, który przywykł do tego, że dziś we wsi biali, jutro czerwoni, a pojutrze zieloni. Który przywykł do tego, że Rosję spalono, rosyjskie życie spalono, i pozostaje tylko jedno – przeżyć w świecie zapylonych hełmów i przyjeżdżających nocą furgonów z napisem „Pieczywo”, starając się zachować samego siebie w świecie ołowiu, bawełny i betonu.

Cara rozstrzelali. Krzyże spiłowali. Zboże zabrali. Konia zarekwirowali. Ojca posadzili. Syna zabili Niemcy. Co pozostaje? Pozostaje powolne pełzanie na Berlin w jesiennym błocie, przy okazji zupełnie przypadkowo upuszczając granat pod nogi towarzysza komisarza. Pozostaje iść do ataku. Pozostaje szturmowanie budynków. Pozostaje bronienie budynków. Pozostaje nocne przedostawanie się za linię frontu. A potem z powrotem.

Pozostają tylko popielate oczy ludzi, którzy w swoim wieku już tyle widzieli, że gotowi są szturmować choćby Berlin, a choćby i samo Piekło. Pozostają tylko zgorzkniali Rosjanie, których pierdolona kremlokurwa pragnie przewiązać karnawałowymi pierdolonymi wstążkami i postawić na górze pierdolonego tortu zrobionego ze złodziejstwa, narodowego poniżenia i gnicia za życia, zamieniwszy wolność, siłę i naród na koncert pieśni i tańca dla publiczności złamanej betonowym chujem epoki Breżniewa.

Przeżywszy w ciągu ostatnich 100 lat wojnę z Japonią, pierwszą rewolucję, pierwszą wojnę światową, drugą rewolucję, rozpad państwa, wojnę domową, głód, rozkułaczanie, Wielki Terror, drugą wojnę światową, kubański kryzys, zastój, wojnę w Afganistanie, pieriestrojkę, znowu rozpad państwa, prywatyzację, pierwszą czeczeńską wojnę, kryminalną rewolucję, krach finansowy, drugą czeczeńską wojnę, serię ataków terrorystycznych, ośmiodniową wojnę i początek nowych politycznych represji, my wam oczywiście bezwarunkowo uwierzymy i złączymy się z wami w pijanej radości z okazji zwycięstwa, wy kutasy prążkowane w czarno-pomarańczowych kokardach.

Dziękuję dziadkowi, że przeżył. I wieczna wam, kurwom w kokardach, hańba. 

czwartek, 31 stycznia 2013

Film oskarżający Miedwiediewa o zdradę interesów Rosji w Libii

Źródło: http://www.youtube.com/watch?v=zrtcVd1LASc
http://lenta.ru/news/2013/01/31/rogozin/

Film jest anonimowy, opublikowany na profilu "Dmitrij Rogozin" w YouTube. Sam wicepremier twierdzi, że nie ma z nim nic wspólnego i nie ma konta na YouTube.
Nieznani autorzy oskarżają Miedwiediewa o zdradę interesów Rosji w Libii.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wywiad Dmitrija Miedwiediewa dla CNN

Źródło: http://government.ru/docs/22547/

Wywiad premiera FR Dmitrija Miedwiediewa dla CNN 27.01.2013

Korespondent: Panie premierze, bardzo dziękuję, że zgodził się Pan z nami spotkać.
W 2009 roku, będąc prezydentem Rosji, napisał Pan bardzo interesujący, ważny esej o przyszłości Rosji. Stwierdził Pan, że są dwa podstawowe problemy rosyjskiej gospodarki - zbytnia zależność od ropy i ogromnie wysoki poziom korupcji. Jeśli popatrzeć na dzisiejsze statystyki, to te dwa problemy jeszcze się pogłębiły: gospodarka Rosji jeszcze bardziej zależy od dochodów z węglowodorów, a patrząc na dowolne oceny, to sytuacja z korupcją jest poważniejsza. Jak Pan myśli, czy to oznacza, że nie udało się osiągnąć rozwiązania tych podstawowych problemów?

D. Miedwiediew: Nie, nie oznacza. Udało nam się coś zrobić i naprawdę sytuacja dzisiaj jest nieco inna od tej sprzed jakiegoś czasu. Najpierw chciałbym powiedzieć rzecz następującą: rzeczywiście nadal jesteśmy krajem znacznie uzależnionym od węglowodorów, lecz na chwilę obecną nasza zależność to trochę mniej niż połowa przychodów budżetu państwa. To bardzo dużo, tym niemniej sytuacja zaczęła się zmieniać, ponieważ na drugą połowę składają się już  przychody ze sprzedaży towarów, prac i usług na rynku wewnętrznym.
Bardzo ważny jest rozwój naszej konkurencyjności w dwóch kierunkach. Rolnictwo - Rosja ponownie może się stać wiodącym rolniczym mocarstwem, mamy kolosalne terytorium, mamy bardzo dużo możliwości, by stać się uczestnikiem rynku żywności. Żywność jest coraz droższa, coraz bardziej deficytowa i dlatego pragniemy zająć godną Rosji niszę. I druga, nie mniej ważna sprawa: Rosja jest krajem wykształconym i niezależnie od tego, że my też na pewno nie zawsze jesteśmy zadowoleni z naszego poziomu oświaty, to jednak mamy wszelkie szanse, by zająć godne miejsce zarówno w segmencie firm wysokich technologii, jak i dużych projektów oświatowych, innymi słowy zarabiać pieniądze i tworzyć dochód budżetu dzięki naszym mózgom. I dlatego sytuacja ewoluuje, oczywiście nie tak szybko, jakbyśmy tego pragnęli. Zapewne trzeba aktywniej działać i Rząd będzie się tym zajmował.
Korupcja. Uważam, że ostatnie lata nie poszły na marne. Stworzyliśmy szkielet antykorupcyjnego ustawodawstwa, jakiego nigdy w Rosji nie było, ani w okresie caratu, ani w okresie sowieckim, ani w postsowieckim. Stworzyliśmy absolutnie nowe ustawodawstwo, w pełni odpowiadające międzynarodowym konwencjom, wymaganiom Organizacji Współpracy Gospodarczej i pozostałym międzynarodowym standardom. Jest ono stosowane i to, że liczba spraw związanych z korupcją i spraw karnych przeciwko konkretnym ludziom rośnie, świadczy nie o tym, że rozszerza się korupcja, a o tym, że zaczęto z nią realnie walczyć. Obecnie różnego rodzaju struktury śledcze prowadzą około 50000 spraw karnych związanych z korupcją. Było ich mniej, ale to nie oznacza rozszerzania się korupcji, tylko o tym, że po prostu aktywniej zaczęliśmy pociągać do odpowiedzialności za tego rodzaju naruszenia. To jest akurat dobry wynik, tym niemniej to oczywiście nie może być przewidziana na 2, 3 lata akcja, to mają być zmiany w głowach ludzi. Już to mówiłem, ale powiem jeszcze raz: korupcja powinna być nie tylko niezgodna z prawem, ona powinna być amoralna i osądzana przez całe społeczeństwo, a nie przez jednostki.

Korespondent: Pomówmy o korupcji. Patrząc z boku może się wydawać, że sytuacji nadal nie udaje się opanować. Słyszeliśmy o sprawie Siergieja Magnitskiego i co nas najbardziej uderza to to, że najprawdopodobniej pieniądze ukradziono rosyjskiemu Rządowi. I Hermitage Fund przedstawił dokumenty, świadczące o tym, że mniej więcej miliard dolarów w oszukańczy sposób skradziono rosyjskiemu fiskusowi. Ale wydaje się, że z tym nikt nie może sobie poradzić. Jak mamy to rozumieć?

D. Miedwiediew: Powiem tak: mnie szczerze szkoda Siergieja Magnitskiego, jak i kogokolwiek, kto zakończył swoje życie, będąc uwięzionym. I rosyjskie organa ochrony prawa muszą koniec końców ustalić, co się wydarzyło w więzieniu, dlaczego on zmarł i kto ponosi za to odpowiedzialność. Jednakże mówiąc o działalności ś.p. pana Magnitskiego, to mam całkowicie inną tego ocenę. On nigdy nie był człowiekiem walczącym z korupcją, był zwykłym korporacyjnym księgowym czy prawnikiem obsługującym swojego bossa, a jego boss przebywający obecnie jak rozumiem w Davos, gdzie zajmuje się politykierstwem, zarabiał w Rosji duże pieniądze. Według szacunków różnych źródeł pieniądze, które zarabiał w Rosji można liczyć w miliardy dolarów i nie były to zupełnie czyste pieniądze. To były pieniądze przy wykorzystaniu różnych finansowych konstrukcji, a pan Magnitski ze względu na zajmowane stanowisko służbowe mu pomagał. Dopuszczam, że obaj mieli styczność z korupcją, bo jest jej rzeczywiście pełno, ale on nigdy nie zajmował się walką z korupcją, nie był nigdy agentem państwa, który zwraca bezprawnie zdobyte środki. Był korporacyjnym profesjonalistą, co oczywiście nie zmniejsza rozmiarów tragedii, związanej z jego śmiercią. I dlatego, wbrew tej opinii, która dzięki różnym siłom politycznym (oczywiście częściowo przy udziale dziennikarzy) złożyła się w szeregu państw, to nie była działalność polegająca na zwrocie Rosji jakichkolwiek skradzionych środków. To była działalność chroniąca finansowe interesy jego bossa i nic ponadto, a jego pan opuścił granice Federacji Rosyjskiej, powtórzę jeszcze raz, zarobiwszy bardzo duże pieniądze. Taka jest prawda.

Korespondent: Ale nie pozwolono mu wrócić. Nagle panu Browderowi odmówiono wizy, kiedy próbował powrócić.

D. Miedwiediew: Dlatego, że przez rosyjski wymiar sprawiedliwości uważany jest za przestępcę. W każdym razie rosyjski wymiar sprawiedliwości rosyjskie organa śledcze podejrzewają, że popełnił on przestępstwo na terytorium Rosji. Oczywiście, że do czasu, kiedy wyrok nie jest prawomocny, obowiązuje domniemanie niewinności, tym niemniej nasz struktury śledcze prowadzą przeciwko niemu sprawę i nie ma w tym niczego szczególnego. Amerykańskie struktury śledcze prowadzą sprawy przeciwko cudzoziemcom i robią to czasem w sposób poprawny, a czasem naruszając międzynarodowe zasady, my też staramy się poszukiwać tych, którzy naszym zdaniem popełnili przestępstwo. Myślę, że ta praca organów śledczych będzie kontynuowana, a co innego pozostaje?

Korespondent: Powiedział Pan, że śmierć Siergieja Magnitskiego w rosyjskim więzieniu powinna być wyjaśniona, okropne okoliczności jego śmierci. Mówił Pan to będąc prezydentem, ponieważ on zmarł, kiedy Pan zajmował stanowisko prezydenta, teraz został Pan premierem. Naszą uwagę zwraca, że bez końca wzywa Pan do przeprowadzenia śledztwa, a nie odnosi się wrażenia, że prowadzone jest prawidłowe, sprawiedliwe, obiektywne śledztwo. Na przykład matka Magnitskiego nie wierzy, że w Rosji prowadzone jest takie śledztwo.

D. Miedwiediew: Wie Pan, ja uważam, że rzecz nie jest w konkretnym case Magnitskiego, która, jeszcze raz powtarzam, została według mnie absolutnie upolityczniona i wykorzystana dla osiągnięcia całkowicie osobistych celów, a rzecz jest w tym, że powinno się prowadzić dochodzenie w sprawie jakiejkolwiek śmierci w więzieniu. Niestety takie rzeczy się zdarzają. To się zdarza w Rosji, zdarza się też w USA i w Europie - wszędzie się zdarza. I w każdym wypadku powinno się rozpoczynać sprawę karną i prowadzić maksymalnie dokładne dochodzenie, którego sens sprowadza się do tego, by stwierdzić z czym mamy do czynienia - z incydentem, przypadkiem, czy czyjąś złą wolą? Rzeczywiście, w tej sprawie państwo powinno postawić wszystkie kropki nad i, gdyż istnieją różne wersje tego, co się stało i rzeczywiście tutaj wszystko należy doprowadzić do końca. Niestety, człowiekowi życia nie zwrócimy, nie zwrócimy syna matce, to bardzo smutne i żal nie do utulenia, lecz nawet choćby z tego powodu, by w przyszłości nie dochodziło do podobnych sytuacji, konieczne jest doprowadzenie tego śledztwa do końca i ono powinno być doprowadzone do końca. Przy czym nie chodzi tu o to, jak to niekiedy mówią, żeby pośmiertnie oskarżyć kogoś w popełnieniu przestępstwa - to jest niemożliwe. Zgodnie z naszym prawem karnym, jak i zresztą zgodnie z prawem karnym większości cywilizowanych państw, przeciwko człowiekowi nie można prowadzić dochodzenia po jego śmierci, nie można uznać go za winnego, czy niewinnego - nie ma bowiem odpowiedzialnego podmiotu. Ale są pośmiertne procedury, zapisane w kodeksie postępowania karnego, i są one w jakimkolwiek kraju. Właśnie to trzeba zrobić.

Korespondent: Kongres USA przyjął ustawę, która wiąże stosunki handlowe z Rosją z problematyką korupcji. Zatwierdzono listę osób uznanych za skorumpowane. Krytykował Pan tę ustawę i mówił Pan, że Rosja będzie reagować zarówno symetrycznie, jak i asymetrycznie. Poczyniono szereg kroków, o których jeszcze porozmawiamy, jednakże zadam następującego rodzaju pytanie: czy mamy oczekiwać od Rosji jakichś kolejnych kroków odwetowych?

D. Miedwiediew: Uważam, że Kongres popełnił błąd, kiedy wraz z likwidacją poprawki Jacksona-Vanika przyjął ustawę szczególną imienia Magnitskiego. Jeśli chodzi o sam cały ten case, to już Panu mówiłem, co o tym myślę. A jeśli chodzi o działania Kongresu to myślę, co następuje: w ogóle źle się dzieje, jeśli obcy parlament podejmuje decyzje w stosunku do drugiego państwa. Jeszcze gorzej jest, kiedy obcy parlament (w tym wypadku mam na myśli Kongres USA) ogłasza, że szereg osób popełniło przestępstwa. Tutaj trzeba poczuć różnicę. Każdy kraj ma prawo odmówić jakiemukolwiek obywatelowi obcego państwa wydania wizy - prawa na wjazd na jego terytorium i to jest normalne, przy czym, zgodnie z międzynarodowymi konwencjami, bez podania przyczyn. I USA mogły i mogą odmawiać jakiemukolwiek rosyjskiemu urzędnikowi wjazdu do Ameryki, sprawdzać jego konta, czy co tam jeszcze, co znajduje się w Ameryce. Tak samo może postępować Rosja. Ale kiedy to się zamienia w publiczną akcję i Kongres mówi: "Stworzymy listę składającą się z konkretnych nazwisk osób zamieszanych w popełnienie przestępstwa" - to co to jest? To jest pozasądowy samosąd, to stwierdzenie winy osoby bez sądu i śledztwa. Jeszcze bym rozumiał, gdyby odpowiednie decyzje były potwierdzone przez sąd, zresztą w tej sytuacji nieważne przez jaki - amerykański czy rosyjski. Ale przecież zrobiono inaczej. Całą grupę osób, o których nie wiem, czy mają, czy nie mają związku, ogłasza się przestępcami. A co z domniemaniem niewinności? To jest niedopuszczalne. Wydaje mi się, że o tym nasi szanowni koledzy, szanowni amerykańscy ustawodawcy w ogóle nie myślą. A jeśli się okaże, że ktokolwiek z tej listy nie ma nic wspólnego z konkretną sprawą, ale mimo to w związku z tym, że sytuacja jest już rozkręcona, to na całym świecie o konkretnym człowieku będzie rozpowszechniona informacja, że jest on przestępcą, bez sądu i śledztwa? Czy jest to zgodne z prawem? Mnie się wydaje, że jest to niezgodne z jakimkolwiek prawem, niezgodne z jakimikolwiek konwencjami międzynarodowymi, i w tym sensie Kongres USA popełnił błąd prawny. Niestety, błąd ten popełniono celowo w związku z upolitycznieniem danej sprawy. W tej sytuacji parlament rosyjski był zmuszony odpowiedzieć. Nie wdaję się teraz w dyskusję, co jest symetryczne, a co asymetryczne - to są raczej emocjonalne oceny. Tak czy inaczej zawsze można znaleźć osoby, które według rosyjskiego parlamentu łamią prawa i wolności obywateli rosyjskich, czy jakichkolwiek innych obywateli. I znaleziono takich ludzi i ustawa została przyjęta. Czy to dobrze? Wie Pan, jeśli oceniać sytuację całościowo, to uważam, że źle. To są działania odwetowe, zresztą przewidziane przez prawo międzynarodowe, ale lepiej by było, gdyby do tego wszystkiego nie doszło. Przecież naprawdę zawsze mogliśmy, i możemy teraz, podejmować decyzje o wjeździe i wyjeździe ludzi nie na forum publicznym.

Korespondent: Czy zatem będą jakieś kroki odwetowe zgodne z międzynarodowym prawem?

D. Miedwiediew: No i dlatego uważam, że cała ta sytuacja jest zła. Nie sprzyja ani stosunkom rosyjsko-amerykańskim, ani międzynarodowemu porządkowi prawnemu.
Zawsze miałem własne prawne wrażenie całej tej sprawy. Nie uważam, by w XXI wieku jakiekolwiek państwo, nawet takie silne, potężne i demokratycznie rozwinięte jak USA, miało prawo podejmować takie decyzje w stosunku do obywateli innych państw. Suwerenności państwowej jeszcze nikt nie zlikwidował.

Korespondent: Jedna z odpowiedzi na ustawę Magnitskiego... Wykonując ten ruch ukaraliście własne sieroty. Naprawdę nie sądzi Pan, że tak nie powinno być? Że dzieci, uważane za niepotrzebne, nie mogą znaleźć dla siebie stabilnej amerykańskiej rodziny - i to ma być w porządku? Dlaczego karane są rosyjskie sieroty?

D. Miedwiediew: O tym dokumencie powiem najpierw tak: bez żadnych wątpliwości przyjmowany był na emocjonalnej fali, związanej z decyzjami amerykańskiego Kongresu, lecz ani prawnie, ani faktycznie nie łączy się z "ustawą Magnitskiego". Tak zwana ustawa Dimy Jakowlewa to rzeczywiście ustawa wyrażająca zaniepokojenie rosyjskiego parlamentu, rosyjskiej Dumy Państwowej, rosyjskiej Rady Federacji losem naszych dzieci. Przecież, co by się o tym nie mówiło, to jest to bezpośrednia odpowiedzialność państwa - zapewnić dzieciom  nie posiadającym rodziców odpowiednią opiekę, troskę i pomoc medyczną. Jednak przecież nie mamy wątpliwości, że w większości państw, gdzie prowadzi się odpowiednie prace, nie ma problemu adopcji przez cudzoziemców. Chociaż, podkreślam, w naszym kraju nie jest ona zabroniona. W tej sytuacji nasze państwo (i w tej sprawie przyjęto ustawy, dekrety prezydenta) powinno zrobić wszystko, by po prostu sierot nie było, żeby nasi ludzie, nasi obywatele byli zmotywowani, zresztą tak samo jak zmotywowani są obywatele państw obcych, do adopcji naszych dzieci, nie posiadających rodziców, żeby stwarzać do tego prawidłowe, odpowiednie warunki. Jeśli Pan woli, to jest to część moralnej kultury. Rzeczywiście, wielu cudzoziemców zachowuje się bardzo szlachetnie: adoptują nasze dzieci ze zdrowotnymi defektami. Uważam, że nadeszła pora, by ze swej strony również nasi ludzie spojrzeli na ten problem. Wydaje mi się, że tak jest prawidłowo. W tym powinno się przejawiać moralne zdrowie społeczeństwa. Dlatego niezależnie od tego, że wielu widzi w tym kroki, skierowane przeciwko niektórym amerykańskim obywatelom chcącym adoptować nasze dzieci, to tak ta sprawa nie wygląda. Ona wygląda tak: w końcu powinniśmy podjąć wszystkie niezbędne decyzje, by sierot w Rosji nie było. W Ameryce nie ma przecież tego problemu. W większości krajów europejskich nie ma tego problemu. A my mamy przecież już prawie bogate społeczeństwo, mamy całkiem bogatych ludzi. Oni są w stanie zapewnić dach i opiekę naszym dzieciom. W tym jest sens podjętych decyzji.

Korespondent: Jednakże moglibyście bodźcowo stymulować obywateli rosyjskich do adopcji. Dlaczego zabraniać cudzoziemcom adopcji? Jeśli w Rosji kultura się nie zmienia, a kultura nie zmienia się w przeciągu dwóch, trzech lat, to okaże się, że całe pokolenie sierot zostanie ukarane z powodu braku adopcji.

D. Miedwiediew: Ale tu jest jeszcze jedna strona sprawy, w rzeczy samej raczej trudna. Nie bardzo bym chciał się na ten temat wypowiadać, ale mimo wszystko będę zmuszony. Niestety, nierzadko informacja, którą dysponujemy, o losach adoptowanych w USA rosyjskich dzieci, nikogo nie cieszy.
Duża liczba amerykańskich rodzin, które adoptowały rosyjskie dzieci, zapewnia im prawidłową opiekę, wychowanie i wykształcenie. W tym sensie ich czyny zasługują na najwyższą ocenę, jest to wysoce moralne postępowanie. Niestety, w naszym kraju znane są liczne przypadki, kiedy adoptowane przez amerykańskich rodziców dzieci zginęły, były maltretowane, utraciły w USA zdrowie. Nawet, gdyby był tylko jeden taki przypadek, to i to wystarczyłoby dla wniesienia odpowiedniego projektu pod obrady. I to jest pierwsza sprawa, o której chciałem powiedzieć.
Druga sprawa...

Korespondent: Macie na to udokumentowane przykłady?

D. Miedwiediew: Oczywiście. Te przypadki, wszystkie te case - być może do was to nie dociera - były wielokrotnie pokazywane w rosyjskiej telewizji, omawiane w internecie. Niestety, za podobne przestępstwa amerykańscy rodzice adopcyjni ponosili nieproporcjonalnie niską karę: chodziło w gruncie rzeczy o społeczne napiętnowanie lub w ogóle mało znaczącą karę za śmierć dziecka. Przypadki te w znacznym stopniu wstrząsnęły opinią społeczną. Żeby Pan rozumiał całą tę sytuację: 75% obywateli rosyjskich jest przeciwnych adopcji dzieci przez cudzoziemców, zgodnie z niedawno przeprowadzonym badaniem społecznym.
I na koniec. Całkiem niedawno podpisaliśmy z USA umowę dwustronną o adopcji i ogólnie sprawach rodzinnych. To jest dobra umowa, nad którą dość długo pracowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Departament Stanu. Niestety dowiedzieliśmy się o absolutnie dziwnych rzeczach: na poziomie rządu federalnego wszystko jest w porządku, ale na poziomie stanów te zasady kontroli za adoptowanymi dziećmi, które przewidywała ta umowa, nie działają. Koledzy-ustawodawcy stanowi, stanowe władze prawne nie zechcieli nawet wypełniać postanowienia tej umowy.  Będziemy musieli dokonać przynajmniej ponownej oceny tego co się stało. Umowa ta, nawet zaglądając w przyszłość i realizować ją w przyszłości, nie może być dochowywana tylko na terytorium Rosji, lecz także na terytorium konkretnego stanu USA. No i taki to zestaw problemów.

Korespondent: Był Pan uczestnikiem najbardziej znanej prywatnej rozmowy Pana z prezydentem Barackiem Obamą. Wypowiedział on znane zdanie: "Za mojej drugiej kadencji zajmę bardziej elastyczne stanowisko wobec Rosji". I Pan powiedział: "Dziękuję. Przekażę to panu Putinowi". O czym on mówił? Jaka elastyczność? O co chodziło?

D. Miedwiediew: Zapewne to pytanie mimo wszystko lepiej zadawać nie mnie, a mojemu koledze Barackowi Obamie. A mówiąc poważnie, to wydaje mi się, że tu wszystko jest absolutnie proste. Oczywiście nie planowaliśmy, że ludzie dowiedzą się o naszych rozmyślaniach, chociaż niczego supertajnego w tym nie ma. Każdy człowiek w każdej chwili ma określone warunki w jakich pracuje. I rozumiemy, że szereg decyzji - zarówno stanowisko negocjacyjne, jak i możliwości poszukiwania kompromisu - zmienia się w toku kadencji prezydenta. Tak już jest w życiu. Pan, panie Zakaria, wie o tym nie gorzej niż ja. Dlatego zapewne nie ja będę Panu rozjaśniał zakamarki amerykańskiej polityki, ale jest oczywiste, że zgodnie z wymaganiami konstytucji druga kadencja prezydenta USA jest jego ostatnią. W tym kontekście jakikolwiek prezydent USA podczas drugiej kadencji może działać bardziej twardo, bardziej zdecydowanie. To samo w zupełności dotyczy też Federacji Rosyjskiej. My co prawda nie mamy ograniczeń w ogólnej liczbie kadencji, ale są ograniczenia do dwóch kadencji pod rząd. Jest jasne, że prawidła politycznego stylu pozwalają w trakcie drugiej kadencji pewne sprawy omawiać bardziej otwarcie. Sądzę, że Barack to właśnie miał na myśli.

Jeśli mówić na temat, to jest on arcytrudny i póki co to żadnej flexibility nie obserwuję. Nie mamy lekkości w relacjach w sprawie obrony przeciwrakietowej, żadna elastyczność się nie pojawiła. Zajmujemy poprzednie stanowiska - stanowisko USA jest takie, a stanowisko Federacji Rosyjskiej, niestety, odmienne. I nie ma zbliżenia tych stanowisk. Ale obowiązuje to, co mówiłem pod koniec 2011 roku, kiedy kończyłem swoje obowiązki na stanowisku prezydenta Federacji Rosyjskiej - jesteśmy otwarci na rozmowy w sprawie obrony przeciwrakietowej. Nie chcemy, by przyszłe pokolenia polityków, gdzieś w 2019 lub 2020 roku,  podejmowały decyzje otwierające nowy rozdział wyścigu zbrojeń. A takie niebezpieczeństwo istnieje, i wszyscy, zarówno w Rosji, jak i w USA, powinni to rozumieć, w związku z czym mamy jeszcze szanse na porozumienie. Osobiście proponowałem warianty rozwiązania tego zadania. Obecnie zajmuje się tym prezydent Putin, który zgodnie z konstytucją koordynuje całość polityki zagranicznej kraju. Nasze stanowisko negocjacyjne się nie zmieniło: jest ono otwarte i moim zdaniem nawet zupełnie elastyczne. Co mianowicie proponowaliśmy? Proponowaliśmy naszym amerykańskim partnerom i europejskim partnerom tylko jedno: żeby Rosja stała się integralną częścią europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej. Jeśli niepokoją nas jakieś rakietowe groźby ze strony jakichś innych państw, to zajmijmy się tym wspólnie. Nieważne, że Rosja nie jest członkiem NATO, ale nas też niepokoją niektóre zagrożenia istniejące w naszym sąsiedztwie, nas też niepokoi militaryzacja szeregu państw starających się rozwijać własne systemy rakietowe i ładować tam własne głowice jądrowe. Zajmijmy się tym razem! A kiedy nam się mówi: "Wiecie co, chłopcy, zajmijmy się tym jednak każdy z osobna, ale wy nam wierzcie, bo my nie jesteśmy przeciwko wam, jesteście przecież naszymi przyjaciółmi"... Lecz przecież my doskonale rozumiemy, że jeśli nie mamy gwarancji w postaci koordynacji naszych programów, to oznacza to, że ta obrona przeciwrakietowa może zadziałać też w stosunku do rosyjskiego potencjału jądrowego. Co to oznacza? To oznacza, że parytet, który ustanowiliśmy z prezydentem Obamą podpisując Traktat o ograniczeniu strategicznych zbrojeń ofensywnych (nawiasem mówiąc bardzo ważny i bardzo korzystny: uważam, że to osiągnięcie tzw. nowego otwarcia) jest tym samym łamany, gdyż obrona przeciwrakietowa stanowi bezpośrednią kontynuację ofensywnego potencjału jądrowego, bojowych środków jądrowych. Nad tym właśnie musimy się wszyscy zastanowić.

Korespondent: Proszę mi pozwolić zapytać Pana o Syrię.

D. Miedwiediew: Why not?

Korespondent: Powiedział Pan, że w tym konflikcie Rosja chce pozostać neutralna, że nie popieracie reżimu Asada. W rzeczywistości jednak armia rosyjska szkoliła armię syryjską, macie tam wieloletnie kontakty, posiadacie wpływ na syryjski rząd i jest bardzo mało państw posiadających takie same wpływy. Więc staram się zrozumieć, jeśli kontynuacja konfliktu nie jest w interesie Rosji, jeśli nie chcecie, by w nim brały udział kolejne ekstremistyczne ugrupowania jihadu, bo odbywa się to w bezpośredniej bliskości waszych granic (Dagestan, Czeczenia), to dlaczego, kierując się wyłącznie rosyjskimi interesami, nie staracie się zmusić reżim Asada, by zrozumiał, że powinni znaleźć jakiś kompromis, Asad powinien odejść?

D. Miedwiediew: Tak, to jeszcze jedna sprawa w naszych kontaktach, chociaż według mnie nie ma w naszych stanowiskach sprzeczności nie do rozwiązania. Podyskutujmy. Od samego początku Federacja Rosyjska nie była jakimś wyjątkowym sojusznikiem Syrii lub prezydenta Asada. Mieliśmy dobre relacje zarówno z jego ojcem, jak i z nim, ale on miał daleko bardziej uprzywilejowanych sojuszników pośród europejskich państw. To po pierwsze.
Po drugie. Raz w życiu byłem w Syrii, widziałem jak zorganizowane jest tam społeczeństwo. Wie Pan, w porównaniu do tego, co widziałem w innych arabskich państwach, to to był najbardziej spokojny, otwarty i cywilizowany kraj spośród tych, które widziałem. Chociaż, bezwarunkowo, było to twarde państwo, w którym zabraniano praktycznie jakiejkolwiek aktywności politycznej.
Po trzecie. Prezydent Asad pomylił się co do przeprowadzenia politycznych reform. Powinien był robić wszystko znacznie szybciej, przeciągając na swoją stronę część umiarkowanej opozycji, która była gotowa usiąść z nim przy jednym stole. To jest jego poważny błąd, możliwe, że fatalny.
I kolejna sprawa. Nigdy nie mówiliśmy, że naszym celem jest zachowanie istniejącego reżimu politycznego lub zachowanie prezydenta Asada. O tym powinien decydować naród syryjski. Naród syryjski jest narodem wielonarodowym i wielowyznaniowym. W tym kontekście przy stole negocjacyjnym powinni siedzieć wszyscy - szyici, sunnici, alawici, druzowie, chrześcijanie. Tylko wtedy możliwe będzie zorganizowanie pełnowartościowego narodowego dialogu. Gdyby kogokolwiek stamtąd wyrzucić, to wojna domowa będzie się toczyć dalej. Wojna domowa już trwa i w moim przekonaniu winą za nią należy obarczyć w równym stopniu kierownictwo kraju, jak i nieprzejednaną opozycję, którą nawiasem mówiąc reprezentują w znacznym stopniu islamscy radykałowie.

Korespondent: Dlaczego Rosja nie postara się złamać istniejący status-quo, nie weźmie na siebie roli lidera?

D. Miedwiediew: Staramy się niczego nie niszczyć. Odwrotnie, zawsze posyłaliśmy... ja sam osobiście wielokrotnie dzwoniłem do Asada i mówiłem: niech Pan przeprowadza reformy, siada do stołu rozmów. Powtórzę jeszcze raz: sądzę, że niestety kierownictwo syryjskie okazało się do tego nieprzygotowane. Z drugiej jednak strony w żadnym wypadku nie można dopuścić do sytuacji, kiedy obecną polityczną elitę zmiotą działania zbrojne. Wojna domowa trwałaby wtedy w tym kraju przez następne dziesięciolecia. My przecież rozumiemy, co może się stać. Miałem już okazję podyskutować na ten temat: czy możemy być zadowoleni z tego, co obecnie ma miejsce w Libii? Tak, nie ma tam Kaddafiego. Różny był do niego stosunek, ale ani ja, ani nikt inny z rosyjskiego kierownictwa nie zapraszaliśmy Kaddafiego od czasu do czasu na rozmowy, żeby potem tak z nim postąpić. Ale nie tyle już chodzi o jego smutny los, ile o to, że sytuacja w Libii jest nadal skrajnie napięta i nikt z nas nie może wykluczyć rozpadu tego państwa na oddzielne części. Z tym, że chociaż teraz nie ma tam wojny domowej. A w Syrii są wszystkie szanse, że będzie ona kontynuowana, z Asadem, czy bez Asada.
Dlatego zadaniem społeczności światowej, wszystkich państw - i USA, i Europejczyków, i mocarstw regionalnych, takich jak Arabia Saudyjska, Katar, innych państw - posadzić strony przy stole konferencyjnym, a nie zwyczajnie żądać, żeby Asad odszedł, a potem żeby go zabili jak Kaddafiego, albo przynosili na noszach do sali sądowej, jak wnoszą teraz Hosni Mubaraka.

Korespondent: Asad jest w stanie przeżyć?

D. Miedwiediew: Nie wiem. Wydaje mi się, że z każdym dniem, tygodniem, miesiącem szanse na jego uratowanie są coraz mniejsze. Ale powtórzę jeszcze raz: o tym powinien decydować naród syryjski. Nie Rosja, Nie Stany Zjednoczone, nie jakiś inny kraj. Najważniejsze teraz to umożliwić proces zgody narodowej. Nie powinniśmy myśleć o tym co się stanie. Na przykład, że zaraz do władzy dojdą opozycjoniści, którzy w dodatku uformowali się nie na terytorium Syrii, a za granicą. Co oni będą robić? Będą zabijać reprezentantów innych nurtów w islamie i innych wyznań, co zresztą i teraz robią. Dlatego albo będzie proces zgody narodowej, pod kontrolą światowej społeczności, albo niekończąca się wojna domowa, trzeciej możliwości nie ma.

Korespondent: Ale zgodzi się Pan ze mną, że obecna sytuacja w Syrii nie jest korzystna dla Rosji, ponieważ Syria się islamizuje, narastają nastroje ekstremistyczne? My się znajdujemy na drugim końcu świata, dla was Syria znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie.

D. Miedwiediew: Trudno się nie zgodzić, ale uważam, że ta sytuacja jest niepokojąca dla wszystkich, ponieważ reprezentanci dżihadu, radykałowie przenikają nie tylko na terytorium Federacji Rosyjskiej, jadą do Europy, starają się przeniknąć do Stanów Zjednoczonych, dlatego ta sytuacja dla wszystkich jest zła. Lecz to nie oznacza, że własnymi rękami mamy dać władzę przedstawicielom różnych radykalnych ugrupowań. To powinien być organizacyjnie skomplikowany proces obywatelski, który uspokoi ludzi. Jesteśmy gotowi w tym uczestniczyć, mówiliśmy o tym nie jeden raz. Nawiasem mówiąc, to mamy też kontakty z syryjską opozycją. Nigdy tego nie ukrywaliśmy. Tak, czy siak, to się kontaktujemy, za pośrednictwem różnego rodzaju kanałów posyłamy im sygnały, sygnały posyłamy też oczywiście prezydentowi Asadowi. Uważam, że wszyscy ponosimy dużą odpowiedzialność za to, co koniec końców stanie się na terytorium Syrii. Więc jeśli dopuścimy rozwój wypadków według katastrofalnego scenariusza, w katastroficznym kierunku, to będzie to dla nas kolosalnym błędem i ogromną próbą na dziesiątki lat naprzód. W takiej sytuacji nie będzie żadnego dialogu na Bliskim Wschodzie.

Korespondent: Ostatnie pytanie panie premierze. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz był Pan prezydentem i zadałem Panu pytanie. Powiedziałem: "Wygląda na to, że nieźle Panu poszło w Pana pracy. Jak Pan sądzi, będzie Pan kandydował na drugą kadencję?" I Pan wtedy powiedział: "Możliwe, zobaczymy". I wydawało mi się wtedy, że całkiem optymistycznie patrzy Pan na perspektywę drugiej kadencji. Jednakże prezydent Putin zdecydował się kandydować zamiast Pana. Dlaczego?

D. Miedwiediew: Dlatego, o czym mówiliśmy z panem Putinem, że dla tej siły politycznej i tego politycznego kierunku, które reprezentujemy w naszym kraju był to najbardziej podchodzący wariant, bezbłędny wariant.

Korespondent: Ale jeśli odnosił Pan sukcesy jako prezydent, to dlaczego nie kandydował Pan na drugą kadencję?

D. Miedwiediew: No więc tak, wykonaliśmy główne zadanie - zachowaliśmy sukcesję i, jak w jakiejkolwiek politycznej konkurencji, zachowaliśmy dla tej siły politycznej, którą reprezentujemy, pracę na następny okres. Naród nas poparł. Gdyby sytuacja była inna, a właśnie o tym mówiłem, kiedy rozmawiałem z Panem i z innymi kolegami, to wszystko mogło się potoczyć inaczej. Mogliśmy podjąć jakąś inną decyzję. Polityka to żywa tkanka, żywa materia, ona rozwija się co dnia. Ale na tamtą chwilę, kiedy podejmowaliśmy decyzję, to było najprostsze i prawdopodobnie najbardziej pozbawiona błędów decyzja. Jej słuszność potwierdza to, co osiągnęliśmy.
Jeśli Pan pyta o moje wrażenia, o moje ambicje, to przecież nigdy nie mówiłem, że życie kończy się, powiedzmy, w 2012 roku. Mam teraz bardzo interesującą pracę premiera. To jest poważna praca, bardzo poważna praca. I póki mam siłę, to będę się tym zajmował, będę krajowi przynosić korzyść. Wcześniej czy później będę musiał podejmować jakieś inne decyzje, kształt których powstanie oczywiście także z myśli naszych ludzi i z moich wewnętrznych wrażeń, moich pragnień. W tym kontekście oczywiście nie mogę wykluczyć ani dalszej kariery politycznej, ani czegoś innego. Ale teraz nie ma żadnego sensu o tym rozmawiać. Kiedy mnie ciągle o to pytają, dlaczego pan tak postąpił? A pan pozwoli, że to ja zadam pytanie: a co miałem zrobić, zacząć konkurować ze swoim bliskim kolegą, ze swoim towarzyszem, a w imię czego?

Korespondent: To była Pana decyzja, czy jego?

D. Miedwiediew: A wyobraża Pan sobie, żeby wewnątrz jednej siły politycznej rozpoczęła się taka bitwa? To bez sensu. To jest kontrproduktywne. W takich sytuacjach można wszystko przegrać. Uważam, że w tamtym okresie postąpiliśmy odpowiedzialnie. Chociaż oczywiście komuś tam się to nie spodobało, ktoś był rozczarowany, pewnie ktoś chciał innego rozdania, ale takie jest życie.

Korespondent: Ale wie Pan, co ludzie mówią? Ludzie mówią, że wszelkie kompetencje ma w ręku prezydent Putin, że Pan to umiarkowana figura reprezentująca rosyjski Rząd, taki prozachodni człowiek, jednakże realna władza, realne kompetencje posiada wszystkie Putin.

D. Miedwiediew: To są wszystko dziwne rozmowy. Po pierwsze. U nas szefem państwa i posiadaczem pełni władzy jest prezydent, tak samo jak w USA. I w jego rękach znajduje się cały arsenał środków politycznych. Kiedy ja byłem prezydentem - może ktoś w to wierzy, a może odnosi się sceptycznie - to dokładnie taki sam arsenał środków politycznych był w moich rękach. Ale to przecież nie oznacza, że miałem go wykorzystywać wbrew własnym przemyśleniom.
Teraz prezydentem jest Władimir Putin, to jest mój towarzysz i kolega. I pełnia odpowiedzialności prawnej za losy kraju skoncentrowana jest w ręku prezydenta, jak i w innych państwach. Premier to też odpowiedzialna praca. Tutaj nie ma pełnej analogi z USA, to nie do końca taki wiceprezydent, ale co do zakresu kompetencji to premier to jest więcej niż wiceprezydent. Właśnie dlatego, że zgodnie z konstytucją to jest szef władzy wykonawczej, który zajmuje się całą gospodarką, całą sferą socjalną, sprawami humanitarnymi i ogromną liczbą innych spraw. I chcę Panu powiedzieć, że mam co robić. Każdego dnia podpisuję setki dokumentów, za które odpowiadam tylko ja i nikt inny. Nigdy nie będę mógł powiedzieć, że prezydent kazał, czy kto inny powiedział, w tym sensie szef rządu to jest absolutnie interesujące i wystarczające stanowisko. No a przyszłość - tego nikt nie wie. Pożyjemy - zobaczymy.

Korespondent: Panie premierze, bardzo dziękuję za wywiad.

D. Miedwiediew: Thank you.