«Mój brat nie żyje».
Ostatni scenariusz Aleksieja Bałabanowa
W szpitalnej sali
było jasno.
Karina uśmiechała
się. Pod prześcieradłem zwracał uwagę jej ogromny brzuch.
Do sali wszedł
lekarz, trzymając w ręku zdjęcia.
— Będą
bliźniaki, — powiedział jakoś tak nienaturalnie wesoło. Trochę celowo.
Spojrzał na to, co
trzymał w ręce i podał Karinie.
— Chłopcy, —
powiedział.
Karina nadal się
uśmiechała, ale zdjęć nie wzięła.
— Wiem. Wania i
Pietia, — powiedziała.
× × ×
Lekarz wyszedł z
sali, przeszedł przez korytarz, na którym siedział dobrze ubrany mężczyzna w
średnim wieku i młoda kobieta.
— Czy mogę? —
zapytał mężczyzna oddalającego się lekarza.
— А tak, oczywiście,
proszę niech Pan wejdzie. Tylko nie na długo.
Mężczyzna wstał i
wszedł do szpitalnej sali. Kobieta weszła za nim.
Karina uśmiechała
się.
— Wania i
Pietia, — powiedziała.
Mężczyzna nic nie
powiedział.
× × ×
Karina krzyczała.
— Przyj, przyj, —
powtarzała akuszerka.
Przez korytarz
przeszedł lekarz. Mężczyzna siedział tam gdzie wcześniej. Kobieta nerwowo
podniosła się.
— Proszę się
nie denerwować, wszystko idzie dobrze, — powiedział do nich lekarz
przechodząc i wszedł do sali.
Mężczyzna również
się denerwował.
— No i jak? —
zapytał lekarz, wchodząc na salę.
— Pierwszy
idzie, — odpowiedziała akuszerka.
Karina krzyczała.
Pojawił się
pierworodny. Akuszerka przyjęła jego poród.
— Martwy, —
powiedziała bez zdumienia i przekazała ciało lekarzowi.
— Nie ma oczu, —
nerwowo i prawie z przestrachem powiedział lekarz.
Zamiast oczu
chłopiec miał dwie czarne dziurki.
— Drugi idzie, —
krzyknęła akuszerka.
Lekarz odebrał go
sam.
Chłopiec miał dwie
pary oczu. Krzyczał.
Karina przestała
krzyczeć.
— Wiedziałem, —
powiedział lekarz.
Przeciągnął ręką nad
białymi oczami noworodka.
— Nie widzi, —
powiedział i podał noworodka akuszerce.
× × ×
Lekarz przeszedł
przez korytarz. Mężczyzna i kobieta siedzieli na swoich miejscach.
× × ×
Mężczyzna stał przy
łóżku Kariny. Płakała, przyciskając do piersi czterookie dziecko.
— Trzeba go
oddać do przytułku dla potworów, — powiedział mężczyzna.
— Nie, — płacząc
zakrzyczała Karina, tuląc chłopca do siebie.
— To wybieraj: albo
ja, albo on. Nie potrzebuję takiego spadkobiercy.
— Nikomu go nie
oddam, — histerycznie krzyknęła Karina.
— No więc tak… Zostawię
wam mieszkanie i pięćset tysięcy euro. Żyjcie sobie na świecie, — spokojnie
powiedział mężczyzna i wyszedł z sali.
— Sasza! —
krzyknęła Karina.
Do sali weszła
kobieta.
— Tania, —
cicho powiedziała Karina…
× × ×
Rzeką płynęła kra.