piątek, 10 maja 2013

Dymisja Surkowa. Początek ostatecznej zmiany wyznaczników.


Publikacja z dnia 8 maja 2013 r.
Autor: Jegor Proswirnin
Źródło:

Wiadomość dnia: Surkowa zwolniono ze stanowiska wicepremiera na jego własną prośbę, jak informuje Kreml („– Twoja teściowa na co zmarła? – A grzybami się otruła. – A skąd ma takie sińce? – Nie chciała ich żreć, swołocz!”). Przypomnijmy, że dosłownie wczoraj wybuchł publiczny konflikt Surkowa z rzecznikiem Komitetu Śledczego Markinem, spowodowany wypowiedziami Surkowa w Londynie na temat śledztwa w sprawie projektu „Skołkowo”, który Surkow nadzorował. Dzisiejsza dymisja Surkowa stanowi finał jego upadku, który zaczął się pod koniec 2011 roku z masowych protestów. Uważany za demiurga współczesnego systemu w Rosji i posiadający reputację cynicznego intelektualisty został odesłany na półdymisję po buncie klasy kreacjonistów, a dzisiaj nastąpił jego ostateczny upadek. Na niezadowolenie inteligencji Putin nie odpowiedział skomplikowaniem życia politycznego, lecz odwrotnie jego uproszczeniem zgodnie z formułą „słomkę złamiesz siłą”, zastąpiwszy dumnego ze swojego wykształcenia Surkowa prostym jak uderzenie cegłą w łeb Wołodinem.

Byli znienawidzeni przez wszystkich „Nasi”, próbujący udawać lojalną młodzież, a przyszedł robotnik „My zara przyjdziem z kumplami i wam wpieprzym” Chołmanskich. Była pląsająca na niewielkim podwórku na poły niezależna prasa, a rozpoczęto zwalnianie z pracy i kaperowanie pracowników państwowych mediów i zamykanie wielu tytułów. Była „Jedna Rosja”, starająca się grać rolę głównej partii w kraju w ramach kontrolowanego systemu partyjnego, a powstał „Wszechrosyjski Narodowy Front”, który ma za zadanie skupić wszystkich wokół Führera w obleganej twierdzy „Rosja”. Była retoryka modernizacji, a mamy radziecki zakręt, przy czym nie na poziomie retoryki, lecz na poziomie konkretnych ustaw.

Żydowsko-czeczeńskiego diabła, postać absolutnie z twórczości Pielewina, zastąpili prości i uczciwi ludzie z twarzami katów i żołnierzy, wachtę po żartownisiach i eunuchach objął kolektywny poseł Wałujew, co widać najlepiej po sposobie, w jaki zdymisjonowano Surkowa. Przeczytajcie, jeśli nie czytaliście, tekst Markina przeciwko Surkowowi w „Izwiestiach” – przykład radzieckiego stylu spod płotu końca lat 80-tych, o którym myśleliśmy, że już odszedł na zawsze, pozostawszy tylko w powieściach Sorokina:

A wszystko to byli ludzie światowi i cwani. Już dawno kapnęli się, że w naszych czasach status notowanego opozycjonisty jest nawet całkiem korzystny. Jakby co, to banalne śledztwo w sprawie kradzieży można przedstawić jako polityczne prześladowanie. Zyskuje się sławę w sieci, a nawet prawo azylu w Londynie. Niektórzy wirtuozi politycznego PR dają radę odstawiać takie piruety, będąc w kierownictwie władzy, przeciwko której protestują.

„Ja nie torf i nie gad zasrany” – powiedziałby Martin Aleksiejewicz. W trakcie całej swojej kariery Surkow władczego Markina Aleksiejewicza maskował, próbował przekonać rosyjską inteligencję, że z Markinem Aleksiejewiczem możliwy jest jakiś dialog, jakaś choćby imitacja komunikowania się. A w rezultacie kolektywny radziecki Markin Aleksiejewicz Surkowa zjadł postawiwszy mięsistą kropkę nad „i” w dyskusji na temat „Czy możliwa jest transformacja władzy radzieckiej w coś przyzwoitego?”, potwierdzając ponownie absolutną rację zajmowania bezkompromisowego stanowiska.  Ustriałow w 1921 roku pisał, że jeśli nie drażnić bolszewików to nauczą się czytać, pisać, pokochają Rosję i ostatecznie staną się rosyjską narodową władzą. Surkow przez całą dekadę od 2000 r. przekonywał, że jeśli nie drażnić Putina to oduczy się pić wódkę, przestanie kląć («Z rodziny robotniczej pochodzę») i ostatecznie zacznie sam siebie unowocześniać, przyjąwszy wartości współczesnego społeczeństwa europejskiego.

Radziecka władza Ustriałowa ostatecznie rozstrzelała. Surkowa władza radziecka zdymisjonowała rękami Markina Aleksiejewicza i może być, że jeszcze rozstrzela, jako że diabeł żartować lubi (przecież u znajdującego się w niełasce olimpijskiego budowniczego „towarzysza Bilałowa” stwierdzono tajemnicze zatrucie rtęcią, przy czym zatrucie wielokrotne). Wszyscy apologeci Czerwonego Kremla, wszyscy zwolennicy tego, że z władzy nie wolno żartować, lecz w milczeniu i cierpliwie pomagać jej się krok po kroku cywilizować, wszyscy „konserwatywni zwolennicy stopniowego uczłowieczania reżimu” otrzymali dziś prostą i jasną odpowiedź Markina Aleksiejewicza w stylu Sorokina:

Jednakże PR PR-em, a sprawy sprawami. Kodeks postępowania karnego nikt nie likwidował, więc śledczy zobowiązani są do zadawania pytań, jeśli mają do czynienia z faktami i konkretnymi podejrzeniami. Nie pomogą tu żadne utyskiwania na motywy polityczne. Masza jakby nie było też spadkobierczyni i będziemy z nią pisać do wszystkich możliwych instancji zwracając uwagę społeczeństwa na pana i pańską działalność kułaka. Boś jest pan kułak, a żona pańska to burżujka, z powodu której sam wstyd i którą trzeba należycie utemperować. A nas co, na boczny tor? Pracowaliśmy, sialiśmy, a kibel kto stawiał? Kto wtedy dwudziestaka dał? Pan z pana Oleczkiem  chujeczkiem? Albo może pana żona ta paniusia? Ja sam to wszystko zbudowałem i garb mam, krew z potem przelewałem, a pan tylko żarł i srał. Tak było.

Władimir Władimirowicz Szarikow, którego przez wszystkie 13 lat dokładnie goliła konserwatywna inteligencja popierająca władzę, kiedy zaczęły się protesty nie zdecydował się na dialog ze społeczeństwem jak dorosły cywilizowany człowiek, tylko chwycił bałałajkę i zaczął odstawiać „Jabłuszko” („Eh, jabłuszko, dokąd ty se lecisz, znajdzie się na Błotnym to już nie odlecisz!”).

Po czym na zakończenie numeru wziął i przypierdolił bałałajką profesorowi Surkoważnemu, który przez te wszystkie lata starał się wyczesać z psa pchły radziecko-czekistowskiego pochodzenia, przy czym to wyczesywanie przedstawiał jako proces cywilizacji i ukulturalnienia. Teraz cywilizator i ukulturalniający ma pękniętą czaszkę („I za to was likwidują jako klasę. Z pana jest szkodliwy element, pan dowcipasami chujasami sypie, a sam jakby uczony i w ogóle. A z pana żaden uczony, pan jesteś chujony, tym pan żeś jest!”), a wściekły Władimir Władimirowicz zaraz będzie się wydzierał w finałowym kuplecie, i jak go skończy, to na jego uśpienie zgodzą się nawet najbardziej pokojowo nastawieni mieszkańcy rosyjskiego bloku.

Tak w ogóle to się cieszę. Dymisja Surkowa, ostatniego człowieka we władzach, który uważał za konieczne przynajmniej udawać coś minimalnie przyzwoitego, oznacza początek Ery Pełnej Jasności (...), w której walki rosyjskiej europejskiej wykształconej klasy z radziecką azjatycką robotniczo-chłopską władzą nie dało się dłużej maskować ospałymi czeczenożydami, którzy piszą powieści i dywagują o „dyskursie”, próbując pogodzić białych Europejczyków i radzieckich Mongołów. Nie ma możliwości jakiegokolwiek kompromisu pomiędzy rosyjską Europą i radziecko-putinowską Azją, to przecież nie jest walka o uczciwe wybory, przeciwko Putinowi, to nie jest walka ideologii.

To jest wojna cywilizacji, stępiona, uspokojona dzięki naftowemu dobrobytowi pierwszej dekady wieku, lecz teraz znów wypływająca na powierzchnię, ponownie wyrażająca się w ostrej formie. Z nas przecież żadni białowstążkowcy, żadni demokraci, żadni nacjonaliści. Jesteśmy krzyżowcami w radzieckiej Palestynie i w tym roku skończyło się pokojowe współistnienie z radziecko-putinskimi Arabami.

W 1917 roku przegraliśmy z kolektywnym Markinem, kolektywnym Wołodinem, kolektywnym Wałujewem. W 2017 roku mamy obowiązek zwyciężyć.