Publikacja z dnia 8 maja 2013 r.
Autor: Jegor
Proswirnin
Źródło:
Wiadomość dnia:
Surkowa zwolniono ze stanowiska wicepremiera na jego własną prośbę, jak
informuje Kreml („– Twoja teściowa na co zmarła? – A grzybami się otruła. – A
skąd ma takie sińce? – Nie chciała ich żreć, swołocz!”). Przypomnijmy, że
dosłownie wczoraj wybuchł publiczny konflikt Surkowa z rzecznikiem Komitetu
Śledczego Markinem, spowodowany wypowiedziami Surkowa w Londynie na temat
śledztwa w sprawie projektu „Skołkowo”, który Surkow nadzorował. Dzisiejsza
dymisja Surkowa stanowi finał jego upadku, który zaczął się pod koniec 2011
roku z masowych protestów. Uważany za demiurga współczesnego systemu w Rosji i
posiadający reputację cynicznego intelektualisty został odesłany na półdymisję
po buncie klasy kreacjonistów, a dzisiaj nastąpił jego ostateczny upadek. Na
niezadowolenie inteligencji Putin nie odpowiedział skomplikowaniem życia
politycznego, lecz odwrotnie jego uproszczeniem zgodnie z formułą „słomkę
złamiesz siłą”, zastąpiwszy dumnego ze swojego wykształcenia Surkowa prostym
jak uderzenie cegłą w łeb Wołodinem.
Byli znienawidzeni
przez wszystkich „Nasi”, próbujący udawać lojalną młodzież, a przyszedł
robotnik „My zara przyjdziem z kumplami i wam wpieprzym” Chołmanskich. Była
pląsająca na niewielkim podwórku na poły niezależna prasa, a rozpoczęto
zwalnianie z pracy i kaperowanie pracowników państwowych mediów i zamykanie
wielu tytułów. Była „Jedna Rosja”, starająca się grać rolę głównej partii w
kraju w ramach kontrolowanego systemu partyjnego, a powstał „Wszechrosyjski
Narodowy Front”, który ma za zadanie skupić wszystkich wokół Führera w
obleganej twierdzy „Rosja”. Była retoryka modernizacji, a mamy radziecki
zakręt, przy czym nie na poziomie retoryki, lecz na poziomie konkretnych ustaw.
Żydowsko-czeczeńskiego
diabła, postać absolutnie z twórczości Pielewina, zastąpili prości i uczciwi
ludzie z twarzami katów i żołnierzy, wachtę po żartownisiach i eunuchach objął
kolektywny poseł Wałujew, co widać najlepiej po sposobie, w jaki zdymisjonowano
Surkowa. Przeczytajcie, jeśli nie czytaliście, tekst Markina przeciwko
Surkowowi w „Izwiestiach” – przykład radzieckiego stylu spod płotu końca lat
80-tych, o którym myśleliśmy, że już odszedł na zawsze, pozostawszy tylko w
powieściach Sorokina:
A wszystko to byli ludzie światowi i cwani. Już dawno
kapnęli się, że w naszych czasach status notowanego opozycjonisty jest nawet
całkiem korzystny. Jakby co, to banalne śledztwo w sprawie kradzieży można
przedstawić jako polityczne prześladowanie. Zyskuje się sławę w sieci, a nawet
prawo azylu w Londynie. Niektórzy wirtuozi politycznego PR dają radę odstawiać
takie piruety, będąc w kierownictwie władzy, przeciwko której protestują.
„Ja nie torf i nie
gad zasrany” – powiedziałby Martin Aleksiejewicz. W trakcie całej swojej
kariery Surkow władczego Markina Aleksiejewicza maskował, próbował przekonać
rosyjską inteligencję, że z Markinem Aleksiejewiczem możliwy jest jakiś dialog,
jakaś choćby imitacja komunikowania się. A w rezultacie kolektywny radziecki
Markin Aleksiejewicz Surkowa zjadł postawiwszy mięsistą kropkę nad „i” w
dyskusji na temat „Czy możliwa jest transformacja władzy radzieckiej w coś
przyzwoitego?”, potwierdzając ponownie absolutną rację zajmowania
bezkompromisowego stanowiska. Ustriałow
w 1921 roku pisał, że jeśli nie drażnić bolszewików to nauczą się czytać,
pisać, pokochają Rosję i ostatecznie staną się rosyjską narodową władzą. Surkow
przez całą dekadę od 2000 r. przekonywał, że jeśli nie drażnić Putina to oduczy
się pić wódkę, przestanie kląć («Z rodziny robotniczej pochodzę») i ostatecznie
zacznie sam siebie unowocześniać, przyjąwszy wartości współczesnego
społeczeństwa europejskiego.
Radziecka władza
Ustriałowa ostatecznie rozstrzelała. Surkowa władza radziecka zdymisjonowała
rękami Markina Aleksiejewicza i może być, że jeszcze rozstrzela, jako że diabeł
żartować lubi (przecież u znajdującego się w niełasce olimpijskiego
budowniczego „towarzysza Bilałowa” stwierdzono tajemnicze zatrucie rtęcią, przy
czym zatrucie wielokrotne). Wszyscy apologeci Czerwonego Kremla, wszyscy
zwolennicy tego, że z władzy nie wolno żartować, lecz w milczeniu i cierpliwie
pomagać jej się krok po kroku cywilizować, wszyscy „konserwatywni zwolennicy
stopniowego uczłowieczania reżimu” otrzymali dziś prostą i jasną odpowiedź
Markina Aleksiejewicza w stylu Sorokina:
Jednakże PR PR-em, a sprawy sprawami. Kodeks postępowania
karnego nikt nie likwidował, więc śledczy zobowiązani są do zadawania pytań,
jeśli mają do czynienia z faktami i konkretnymi podejrzeniami. Nie pomogą tu
żadne utyskiwania na motywy polityczne. Masza jakby nie było też
spadkobierczyni i będziemy z nią pisać do wszystkich możliwych instancji
zwracając uwagę społeczeństwa na pana i pańską działalność kułaka. Boś jest pan
kułak, a żona pańska to burżujka, z powodu której sam wstyd i którą trzeba
należycie utemperować. A nas co, na boczny tor? Pracowaliśmy, sialiśmy, a kibel
kto stawiał? Kto wtedy dwudziestaka dał? Pan z pana Oleczkiem chujeczkiem? Albo może pana żona ta paniusia?
Ja sam to wszystko zbudowałem i garb mam, krew z potem przelewałem, a pan tylko
żarł i srał. Tak było.
Władimir
Władimirowicz Szarikow, którego przez wszystkie 13 lat dokładnie goliła
konserwatywna inteligencja popierająca władzę, kiedy zaczęły się protesty nie
zdecydował się na dialog ze społeczeństwem jak dorosły cywilizowany człowiek,
tylko chwycił bałałajkę i zaczął odstawiać „Jabłuszko” („Eh, jabłuszko, dokąd
ty se lecisz, znajdzie się na Błotnym to już nie odlecisz!”).
Po czym na zakończenie
numeru wziął i przypierdolił bałałajką profesorowi Surkoważnemu, który przez te
wszystkie lata starał się wyczesać z psa pchły radziecko-czekistowskiego
pochodzenia, przy czym to wyczesywanie przedstawiał jako proces cywilizacji i
ukulturalnienia. Teraz cywilizator i ukulturalniający ma pękniętą czaszkę („I
za to was likwidują jako klasę. Z pana jest szkodliwy element, pan dowcipasami
chujasami sypie, a sam jakby uczony i w ogóle. A z pana żaden uczony, pan
jesteś chujony, tym pan żeś jest!”), a wściekły Władimir Władimirowicz zaraz
będzie się wydzierał w finałowym kuplecie, i jak go skończy, to na jego
uśpienie zgodzą się nawet najbardziej pokojowo nastawieni mieszkańcy rosyjskiego
bloku.
Tak w ogóle to się cieszę.
Dymisja Surkowa, ostatniego człowieka we władzach, który uważał za konieczne
przynajmniej udawać coś minimalnie przyzwoitego, oznacza początek Ery Pełnej
Jasności (...), w której walki rosyjskiej europejskiej wykształconej klasy z radziecką
azjatycką robotniczo-chłopską władzą nie dało się dłużej maskować ospałymi czeczenożydami,
którzy piszą powieści i dywagują o „dyskursie”, próbując pogodzić białych
Europejczyków i radzieckich Mongołów. Nie ma możliwości jakiegokolwiek
kompromisu pomiędzy rosyjską Europą i radziecko-putinowską Azją, to przecież
nie jest walka o uczciwe wybory, przeciwko Putinowi, to nie jest walka ideologii.
To jest wojna
cywilizacji, stępiona, uspokojona dzięki naftowemu dobrobytowi pierwszej dekady
wieku, lecz teraz znów wypływająca na powierzchnię, ponownie wyrażająca się w
ostrej formie. Z nas przecież żadni białowstążkowcy, żadni demokraci, żadni
nacjonaliści. Jesteśmy krzyżowcami w radzieckiej Palestynie i w tym roku skończyło
się pokojowe współistnienie z radziecko-putinskimi Arabami.
W 1917 roku
przegraliśmy z kolektywnym Markinem, kolektywnym Wołodinem, kolektywnym
Wałujewem. W 2017 roku mamy obowiązek zwyciężyć.