środa, 9 stycznia 2013

Gerard Depardieu będzie teraz regularnie śpiewać hosanna rosyjskiej demokracji

Źródło: http://www.kommersant.ru/doc/2101677
Autor: Konstantin Eggert

Historia Gerarda Depardieu wniosła do sezonu świąteczno-noworocznego blask absurdu, godnego najlepszych dzieł Daniiła Charmsa lub pamiętników Ilii Ilfa.

Wszystko, co prasa francuska napisała o Depardieu okazało się absolutną prawdą. Na ekranie może być Dantonem, Napoleonem, a nawet wspaniałomyślnym Cyrano de Bergerac. W codziennym życiu nasz nowy współobywatel jest niewykształconym, chciwym i cwanym plebejuszem, który entuzjastycznie handluje reputacją i nie stroni od prymitywnych kłamstw.
Obwieścić najpierw na cały świat, że rezygnuje z ojczystego dowodu tożsamości, potem zebrać plon w postaci zaproszeń do różnych krajów, w których życie bez udziału wybitnych cudzoziemców uważa się za niepełne, a następnie otrzymać drugi dowód, wypić wódki, zakąsić blinami i potem odlecieć do Zurychu, żeby powiedzieć, że tak naprawdę z niczego nie rezygnował. To jest wyższa szkoła jazdy w dziedzinie robienia z ludzi balona!
Czy warto się dziwić, że Depardieu jest gotów reklamować Kadyrowa, Karimowa, Alijewa? On nawet tego północnokoreańskiego Kim Dzong Una i Baszira Asada będzie gloryfikował, jeśli dobrze go przyjmą, naleją szklaneczkę i wypiszą czek z potrzebną liczbą zer.
Nie mam zielonego pojęcia, po co ten człowiek jest Rosji potrzebny. Lecz najwidoczniej na Kremlu od początku stwierdzili, że przyznanie Depardieu rosyjskiego obywatelstwa będzie udaną akcją reklamową.
W jakimś sensie jest to rzeczywiście sukces. Starzejące się bożyszcze filmu odegra w międzynarodowej kulturze tę samą rolę, jaką były niemiecki kanclerz, a obecnie nominalny szef projektu Nord Stream Gerhard Schroeder, gra w międzynarodowej gospodarce. Będzie teraz regularnie śpiewać hosanna rosyjskiej demokracji, która niesłychanymi kolorami rozkwitła przy Putinie.
Jest jednak jedno "ale": Depardieu stwierdził, że nie zrezygnował z pomysłu zwrócenia się o obywatelstwo belgijskie. Tylko patrzeć, jak staruszek Gerard przypomni sobie o zaproszeniu z Podgoricy. A czemu by do kolekcji nie włączyć jeszcze dowodu z czarnogórskim orłem?
Okazuje się, że dla Depardieu rosyjski dowód (który żeby zgodnie z prawem otrzymać należy zrezygnować z poprzedniego obywatelstwa) jest tylko jeszcze jednym korzystnym papierkiem w niezrozumiałym języku. Przyda się, jeśli na przykład trzeba będzie uciekać przed francuskim sądem. Gwieździe ekranu grożą bowiem dwa lata więzienia za prowadzenie po pijaku. A póki co będzie sobie leżeć w szufladzie jego biurka. O tej farsie szybko zapomną. Ale swąd zostaje.