wtorek, 14 czerwca 2011

Budanowa zabiła specnazowska „dwójka”. Artykuł w Moskiewskim Komsomolcu.

Źródło:
Upłynęło pięć dni od momentu zamordowania Budanowa. W tej sprawie pojawiły się nowe wersje i nowe szczegóły, które mogą wyjaśnić, komu zależało na zabiciu Budanowa oraz dlaczego przedstawiciel Komitetu Śledczego Rosji praktycznie od razu po zabójstwie stwierdził, że to prowokacja.
Możliwe, że pod tym określeniem rozumiał coś zupełnie innego, tym niemniej spowodował, że wielu ekspertów i specjalistów zaczęło się zastanawiać.
Jak już pisaliśmy, na samym początku powstała wersja, że zabójstwa dokonali czeczeńscy bojownicy jako akt zemsty za Elzę Kungajewą lub z powodu innych wydarzeń podczas wojny w Czeczenii. Jednakże specjaliści jednogłośnie twierdzą, że Czeczeni wybraliby o wiele tańszy sposób i nie czyniliby tak dokładnych przygotowań. (...)
Udało się nam porozmawiać z byłym współpracownikiem służb specjalnych, specjalistą od morderstw na zamówienie. Zwrócił od razu uwagę na kilka szczegółów, które sprawiają,

że zastrzelenie Budanowa należy rozpatrywać w kategoriach niezwyczajnego morderstwa, nie tylko z powodu rezonansu, lecz również sposobu, w jaki zostało ono dokonane.
Przypomnijmy, że do Budanowa oddano sześć strzałów. Cztery w głowę i dwa w klatkę piersiową. Przy czym wszystkie kule trafiły w sposób skondensowany, jak na strzelnicy. Nasz rozmówca twierdzi, że kiler zastosował wyjątkowo rzadki sposób strzelania „dwójkami”. To znaczy szybko dwukrotnie pociągał za spust i kule trafiały jedna za drugą w to samo miejsce, kiedy ofiara jeszcze pozostawała przy życiu. Ponadto zabójca zostawił sobie jeszcze dwie kule na czas ucieczki. To wyjaśnia, dlaczego nie pozbył się broni na miejscu przestępstwa.
W ten sposób uczono strzelać w ZSRR i w Rosji tylko w dwóch strukturach: w wojskowym kontrwywiadzie i w GRU. I uczono nie wszystkich. Nasz rozmówca twierdzi, że obecnie nie ma już takich specjalistów w wojskowym kontrwywiadzie. Pozostaje zatem tylko jeden wariant. A w Moskwie stacjonuje niewiele jednostek wojskowego specnazu. Jeśli oczywiście strzelec był z Moskwy... Tak przy okazji, to pod koniec lat 90-tych miało miejsce kilka podobnych zabójstw, gdzie sprawców nie udało się znaleźć.
Na pytanie, dlaczego samochód, którym kilerzy odjechali, nie został przez nich całkowicie spalony nasz ekspert odpowiedział, że nie musieli tego robić. Spalili tylko tę część samochodu, gdzie mogły pozostawać ślady.
O ich wysokim profesjonalizmie świadczy również i to, że kamery nie zarejestrowały ich twarzy, profesjonalnie przygotowali drogi ucieczki i porzucili samochód tam, gdzie kamer nie było. Najprawdopodobniej spokojnie przesiedli się do innego samochodu pozostawionego w pobliżu i odjechali.
Do zabójstwa użyli przerobionego do strzelania ostrą amunicją kalibru 9mm pistoletu gazowego „Iż” z tłumikiem. Broń bojową jest łatwiej namierzyć.
W dodatku sam samochód okazał się być „sklonowany”. Dokładnie taki sam samochód o takich samych numerach rejestracyjnych należy do mieszkańca Moskwy, który był w delegacji i nie miał pojęcia, że kilerzy skopiowali jego numery rejestracyjne. Być może wiedzieli o tym, że właściciel „oryginału” przebywa na delegacji i ta nitka okaże się dla śledztwa ślepą uliczką.
Pozostaje główne pytanie: kto na tym korzysta? Biorąc pod uwagę, że pracowali fachowcy wysokich lotów, można przypuszczać, że nie mamy do czynienia z kolejnym komercyjnym lub „czeczeńskim” zabójstwem. Rzeczywiście mamy do czynienia z prowokacją. Z tym, że nie ze strony „prawicowców”, jakby tego wielu chciało, lecz ze strony kogoś z rządzących. I jest to prowokacja obliczona na wiele ruchów, uważa nasz ekspert. Oznacza to, że powinna doprowadzić do reakcji łańcuchowej w postaci innych wydarzeń po to, by na koniec uderzyć w zupełnie innym miejscu. A do tego czasu wszyscy zapomną o tym, jaka była pierwotna przyczyna tej kombinacji składającej się z wielu ruchów albo nie powiążą jej z zabójstwem pułkownika Budanowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz